Atak na Charlie Hebdo sprawił, że gazety zaczynają chwalić inwigilację. Staje się ona niezbędna dla zachowania wolności obywatelskich! Pytanie tylko, czy ta nagła zmiana poglądów na temat form nadzoru naprawdę jest bardzo rozsądna?
reklama
Atak na redakcję Charlie Hebdo został przez włoską prasę określony jako "11 września Paryża, Francji, Europy". Początkowo porównywanie do ataku na WTC wydawało mi się sporą przesadą. Potem jednak doszedłem do wniosku, że te dwa ataki mają ważny wspólny punkt. Po ataku na WTC władze USA zyskały przyzwolenie społeczne na ostrą inwigilację. Atak na redakcję Charlie Hebdo już teraz zwiększa przyzwolenie na inwigilację w Europie.
Przykładem tego przyzwolenia może być artykuł opublikowany przez brytyjski The Sun, którego fragment trafił też na Twittera. Gazeta stwierdza, że atak w Paryżu był prawdziwym zagrożeniem dla wolności, a skuteczny wywiad jest naszą najlepszą ochroną. Artykuł sugeruje też, że przejmowanie się zaglądaniem w e-maile nie jest zbyt rozsądne.
On the #CharlieHebdo shootings, The Sun says... #JeSuisCharlie pic.twitter.com/q8Cv5iPN2H
— The Sun (@TheSunNewspaper) January 8, 2015
W podobnym tonie wypowiada się Dan Hodges na łamach The Telegraph. Ten dziennikarz przyznaje, że miał zamiar wrzucić na Twittera jeden z obrazków z Charlie Hebdo, aby wyrazić solidarność z ofiarami zamachu. Potem jednak zrezygnował, bo się wystraszył. Zdaniem Hodgesa sam jego strach świadczy o tym, że terroryści wygrywają i coś trzeba zrobić.
Hodges również twierdzi, że przejmowanie się inwigilacją nie było słuszne. Prawdziwym zagrożeniem dla wolności są ludzie z bronią.
- Jeśli jednym ze sposobów powstrzymania plugawości takiej jak dzisiejsza jest oddanie służbom bezpieczeństwa trochę lepszego dostępu do naszych e-maili, musimy im go dać. Jeśli oznacza to dostawców internetu przekazujących swoje dane, dane muszą być przekazane. Jeśli oznacza to pohamowanie gazet następnym razem, gdy Edward Snowden zapuka do ich drzwi, trzeba okazać to pohamowanie - pisze Dan Hodges.
No proszę. Okazuje się, że nie tylko inwigilacja jest dobra, ale też ujawnianie prawdy o inwigilacji jest złe. Dlaczego? Bo musimy chronić się przed "prawdziwymi zagrożeniami", jakimi ludzie z bronią niewątpliwie są.
Oczywiście inwigilacji bronią teraz nie tylko media. Głos w sprawie inwigilacji zabrał również szef brytyjskiego kontrwywiadu MI5 Andrew Parker (pisze o tym TVN24). Mówił on o konieczności zwiększenia uprawnień w kontrolowaniu komunikacji w internecie.
Netfalls - Remy Musser / Shutterstock.com
Rozumiem rozumowanie Dana Hodgesa, ale nie do końca się z nim zgadzam. Krytyka inwigilacji nie opiera się tylko na założeniu, że służby mają się trzymać z dala od spraw obywateli. Tak zwani "obrońcy prywatności" dobrze wiedzą i często mówią o tym, że musimy oddawać część prywatności dla zapewnienia bezpieczeństwa. Rzecz w tym, aby w tej specyficznej transakcji nie stracić proporcji. Może się bowiem okazać, że pewnego dnia pozwolimy służbom na niemal wszystko, a idioci z bronią nadal będą mogli zjawić się w dowolnym miejscu, rozstrzelać ludzi i zniknąć. Czy wówczas powiemy, że trzeba służbom pozwolić na jeszcze więcej?
W tym kontekście zwrócę uwagę na jeszcze jeden artykuł, opublikowany przez Wall Street Journal. Mówi on o tym, że Francja przy ściganiu sprawców ataku skorzysta z nowego prawa ułatwiającego inwigilację. To prawo zostało wprowadzone w atmosferze kontrowersji. Teraz daje ono nadzieję na ujęcie złoczyńców, ale nadal jest to tylko nadzieja. Aby ocenić przydatność tego prawa, należałoby zaczekać na złapanie terrorystów i spytać, czy naprawdę nowe prawo się przydało?
Podkreślam, że nie jestem absolutnie przeciwny inwigilacji. Rozumiem, że służby muszą mieć dostęp do pewnych danych. Nadal jednak sądzę, że powinno się to odbywać według określonych zasad. Należy zadawać pytania o to, czy określona forma inwigilacji faktycznie jest niezbędna do łapania terrorystów. Powiedziałbym nawet, że rzeczy takie jak PRISM byłyby bardziej do przyjęcia, gdyby nie były ukrywane przed obywatelami. W aferze Snowdena najbardziej oburzające było zakłamanie służb, nie tylko ich działania.
Inna rzecz, że gdy dochodzi do politycznych dyskusji o inwigilacji, jej zwolennicy zazwyczaj obiecują zapobieganie terroryzmowi. Daje się nam nadzieję, że jeśli służby będą mogły zaglądać w nasze e-maile, nie wydarzą się takie rzeczy jak atak na redakcję Charlie Hebdo. Takie ataki zawsze są okazją do przyznawania służbom nowych uprawnień, ale czy nie powinny być również okazją do pytania o skuteczność służb z jej obecnymi uprawnieniami?
Właściwie to ataki terrorystyczne powinny być traktowane jako porażka służb specjalnych. Tymczasem stają się one wydarzeniami, które pozwalają tym służbom rozwinąć skrzydła. Och! Patrzcie jacy jesteśmy ważni! To by się nie stało, gdybyście na więcej nam pozwalali!*
Bardzo dziwi mnie to, że gazety mówią dziś o obronie prawdziwej wolności dzięki inwigilacji. Rzecz w tym, że wolność człowieka można skrępować na wiele sposobów. Prawo do życia jest najważniejsze, zgodzę się z tym. To jednak nie znaczy, że możemy godzić się na naruszenie innych obszarów wolności, mówiąc "to konieczne, bo inaczej przyjdą terroryści i Cię zabiją".
Trzeba też mieć na uwadze, że problem terroryzmu jest złożony. Nie da się go rozwiązać tylko poprzez udostępnianie służbom naszych e-maili. Nie ma prostych rozwiązań na złożone problemy. Oczywiście nie mogę wykluczyć, że w sytuacji dużego zagrożenia pewne środki inwigilacji będą konieczne. Nadal jednak chciałbym wiedzieć, jakie to dokładnie środki. Chciałbym też wiedzieć, że ktoś postara się obiektywnie ocenić ich skuteczność.
--
* Z góry przepraszam funkcjonariuszy służb specjalnych, których ten fragment tekstu mógł urazić. Wiem, że odwalacie trudną i potrzebną robotę. Chciałem tylko bardziej dosadnie zaakcentować pewien problem.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|