Piractwo napędza biznes Microsoftu - ten pogląd znany jest od dawna, ale nie był traktowany poważnie. Dopiero teraz szef Microsoftu przyznał, że istotnie tak jest.
Już 10 lat temu spotkałem się z opinią, że piractwo to "woda na młyn Microsoftu". Nawet jeśli nie wszyscy płacą za Windowsa lub Office, to Microsoft zyskuje, bo jego produkty są w użyciu i ludzie nie mogą bez nich żyć.
Oczywiście ten pogląd nie pasował do oficjalnych działań firmy. Microsoft jest oficjalnie członkiem BSA, organizacji walczącej z piractwem w dość ostry i niekonwencjonalny sposób. Firma nieraz opowiadała się za takimi zmianami prawa, które miały ukrócić piractwo. Namawiała nawet amerykańskich polityków do wprowadzenia takich rozwiązań prawnych, które wprowadzałyby sankcje za samo prowadzenie interesów z firmą używającą pirackiego oprogramowania.
Mimo wszystko Microsoft wie, że piractwo jest dla niego opłacalne. Przyznał się do tego Satya Nadella, obecny szef firmy, który w wywiadzie dla CNBC powiedział...
Zawsze mieliśmy freemium. Czasami nasze freemium było nazywane piractwem.
Te słowa padły w wywiadzie, który znajdziecie w tekście pt. CNBC Exclusive: CNBC Transcript: Microsoft CEO Satya Nadella Sits Down with CNBC's Jon Fortt.
źródło zdjęcia: Microsoft
W czasie tego samego wywiadu Nadella mówił więcej o znaczeniu darmowych produktów w promocji. Wspomniał o tym, że jeśli ludzie przyzwyczają się do darmowego One Drive, to jest szansa, że po założeniu firmy te osoby wykupią licencję biznesową. Przyzwalanie na "osobiste piractwo" jest bardzo podobnym działaniem. Ludzie biorą płatne produkty za darmo, ale przyzwyczajają się do nich. Trzeba tylko zaczekać na moment, aż zechcą płacić.
Jest to godne opisania, bo szefowie wielkich koncernów rzadko przyznają, że naruszanie własności intelektualnej napędza biznes oparty na własności intelektualnej. To się tyczy nie tylko oprogramowania, ale też muzyki i filmów. Dlatego właśnie tak absurdalny jest najnowszy argument ZAiKS-u o tym, że trzeba wprowadzić opłatę za tablety i smartfony, bo twórcy tracą na tym, że ktoś słucha ich muzyki. Nie tracą. Budują biznes i trzeba tu mieć na uwadze, że ZAiKS nie dostrzega strat tylko w piractwie, ale nawet w legalnym korzystaniu z utworów(!).
Pozostaje odpowiedzieć na pytanie, skąd u Microsoftu różne ostre działania antypirackie? Można to wytłumaczyć trzema rzeczami.
Osobiście uważam, że zjawisko opisane w punkcie 2 ma szczególne znaczenie. Dużym firmom z "biznesu praw autorskich" zależy na ostrym prawie, które będzie zachowane "na wszelki wypadek" jako instrument kontroli. Byłoby dla tych firm najlepiej, żeby w prawie nie było żadnych wyjątków, nawet takich jak dozwolony użytek. Wówczas firmy mogłyby się łaskawie zgadzać na używanie ich produktów i mogłyby cofać te łaskawe zgody w dowolnym momencie, mając pod ręką nawet takie narzędzia, jak organy ścigania.
Dlaczego o tym piszemy? Prawo nie jest kształtowane tylko przez firmy, ale również przez polityków oraz pośrednio przez ich wyborców. Politycy nie powinni tworzyć prawa autorskiego na zlecenie firm, bo wówczas normalne korzystanie z różnych dzieł będzie spychane do "szarej strefy".
Brzmi to jak teoria spiskowa, ale spójrzmy na fakty. Oto szef Microsoftu otwarcie mówi o pewnych korzyściach z piractwa, a więc dopuszcza on myśl, że naruszanie praw autorskich jest korzystne dla jego firmy. Tymczasem w Polsce ministerstwo kultury mówiło o stratach z dozwolonego użytku, a więc nasi politycy uwierzyli, że nawet legalne korzystanie z dzieł przynosi artystom straty. Niezwykłe.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Krótko: PIT przez internet wciąż przez e-Deklaracje, Portal Podatkowy w maju 2015
|
|
|
|
|
|