Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Wydaje się, że ekstradycja Kima Dotcoma jest przesądzona. Departament Sprawiedliwości USA przedstawił kolejne zarzuty przeciwko twórcy serwisu MegaUpload. Decyzję w tej sprawie wciąż musi podjąć nowozelandzki sąd.

Pod koniec stycznia nowozelandzka policja, w spektakularnej akcji, w której wzięło udział 76 policjantów, aresztowała Kima Dotcoma - założyciela serwisu MegaUpload, a także trzech jego współpracowników. Odmówiono mu możliwości wyjścia za kaucją z aresztu, gdyż obawiano się, że może uciec z kraju. Najpewniej do Niemiec, których jest obywatelem, a których konstytucja zabrania ekstradycji własnych obywateli. A wydania Dotcoma żądają władze Stanów Zjednoczonych.

Czytaj także: Jeden z programistów MegaUpload już na wolności

Amerykański Departament Sprawiedliwości przedstawił mężczyźnie kolejne zarzuty - nadużycia finansowe, a także dodatkowe przypadki naruszania praw autorskich. Władze podkreśliły w dokumentach, że architektura systemu komputerowego firmy nastawiona była na szybką i ciągłą dystrybucję chronionych materiałów. MegaUpload miał rzekomo kopiować materiały z innych stron, jak YouTube, a następnie udostępniać we własnym serwisie - podaje BBC News.

Nowe zarzuty to pokłosie komunikacji elektronicznej, jaka miała miejsce między MegaUpload a posiadaczami praw autorskich. Zapewniano w niej tych ostatnich, że materiały chronione prawami autorskimi są usuwane. Tymczasem na przykładzie konta użytkownika "VV" Departament Sprawiedliwości stwierdził inaczej.

Czytaj także: Zamknięcie MegaUpload bez związku z piractwem?

Okazuje się bowiem, że w ciągu sześciu lat internauta ten udostępnił 16.950 plików, które wygenerowały łącznie ponad 34 miliony odsłon. Wśród nich były dzieła, względem których domagano się usunięcia. Nic takiego się jednak nie stało. Mało tego - użytkownik otrzymał za swoją działalność 3400 dolarów w ciągu dwóch lat.

Sam serwis MegaUpload swoją działalnością miał narazić posiadaczy praw autorskich na straty w wysokości 500 milionów dolarów. Jak to jednak bywa z tymi wyliczeniami, trudno uznać je za wiarygodne - znalezione na serwerach pliki, a także statystyki ruchu pozwalają wyliczyć, co prawda, dość konkretną kwotę, jednak nie może ona równać się stracie. Nie wiadomo bowiem, czy w przypadku, gdyby nie było możliwości pobrania danego pliku z sieci za darmo, doszłoby w ogóle do sprzedaży.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *