Obowiązujące w Czechach prawodawstwo sprawiło, że projekt tamtejszego Wikileaks trzeba było zmodyfikować. O pomoc poproszono twórców serwisu The Pirate Bay.
Pod koniec zeszłego tygodnia Dziennik Internautów poinformował o inicjatywie Czeskiej Partii Piratów (CzPS), polegającej na uruchomieniu serwisu analogicznego do Wikileaks, który jednak miałby się skupić na czeskiej polityce centralnej i samorządowej. Nazwa - PirateLeaks, cel - poprawa jakości życia politycznego, a także zasad funkcjonowania administracji państwowej, która musiałaby bardziej liczyć się z obywatelami.
Nie ma problemów natury technicznej. Sam serwis internetowy, pod adresem pirateleaks.cz, już działa. Szkopuł tkwi jednak w zapewnieniu stuprocentowej anonimowości informatorom. Bez tego, jak mówi Jakub Michálek, redaktor naczelny serwisu, nie ma mowy o faktycznym starcie czeskiego Wikileaks - podaje serwis Ars Technica. Takiej gwarancji nie daje czeska firma hostingowa.
Dlatego też zwrócono się o pomoc do szwedzkiej firmy PeReQuito (PRQ), której właścicielami są Gottfrid Svartholm oraz Fredrik Neij, twórcy serwisu The Pirate Bay. Firma zapewnia, że chcąc bronić wolności wypowiedzi, udostępni swoje serwery każdemu, kto tego potrzebuje, nie pytając przy tym o tożsamość. Jeśli jednak weszłaby w posiadanie tej informacji, nie zostanie ona przekazana dalej.
Informacje przechowywane na serwerach mogą być więc bezpieczne. PRQ zarzeka się, że pod żadnym naciskiem się nie ugnie. Takiej ochrony potrzebuje czeski projekt, by móc skutecznie zacząć działać. Data jego startu nie jest jeszcze znana.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*