Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Chodzi oczywiście o popularny program prawniczy – bazę aktów prawnych i orzecznictwa. Ostatnio głośno było w mediach o tym, że sędziowie całkowicie bezkrytycznie korzystają z tego typu komercyjnego oprogramowania i stają się ofiarami błędów jego twórców. Nie byłoby takich problemów, gdyby wreszcie powstał oficjalny elektroniczny urzędowy publikator.

robot sprzątający

reklama


Niedawno media papierowe i elektroniczne alarmowały, że sędziowie, wydając wyroki, korzystają z komercyjnego oprogramowania, które zawiera błędy.

PRZYKŁAD

W sprawie o odszkodowanie za nadmierny hałas, spowodowany bliskością lotniska Okęcie, Sąd Okręgowy w Warszawie odroczył aż trzy sprawy – do stycznia (sygn. IV C 1212/09, 1222/09, 1242/09) – bo nie wiedział, komu wierzyć. Lex Omega podał, że ustawa utraciła moc 30 czerwca 2008 r. Strona sejmowa www.sejm.gov.pl oraz LexPolonica twierdziły, że ustawa obowiązuje. Sąd zażądał, aby wydawnictwo wyjaśniło, na jakiej podstawie twierdzi, że ustawa utraciła moc.

W innej sprawie ten sam sąd oddalił roszczenie o odszkodowanie (sygn. IV C 1283/09), uznając na podstawie programu Lex, że sporna ustawa już nie obowiązuje.

Źródło: Sędzia orzeka zgodnie z komputerem, Dziennik

Nie wiem przy tym, co bardziej razi: czy to, że sędziowie stają się ofiarami tych błędów (a właściwie nie sędziowie, a - przede wszystkim - strony), czy to, że państwo płaci ogromne pieniądze, by mieć dostęp do prywatnych drogich systemów informacji na temat prawa, które samo tworzy (sic!). Warto bowiem zaznaczyć, że - o ile mi wiadomo - z komercyjnego programu LEX Omega Wydawnictwa Wolters-Kluwers korzysta nawet przygotowujące dla rządu projekty aktów normatywnych Rządowe Centrum Legislacji - w skrócie RCL (nie będę pisał ponownie sic!).

Podobnie bulwersuje fakt, że sąd żąda od prywatnego wydawnictwa informacji o obowiązywaniu prawa. W jakim trybie? - słusznie zapytuje Piotr Vagla Waglowski.

Teoretycznie już od prawie roku powinna funkcjonować w internecie darmowa urzędowa baza z ustawami i orzecznictwem. Tymczasem wciąż trwają pracę nad rządowym projektem ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych, w którym przewiduje się, że publikacja elektroniczna aktów prawnych będzie podstawową formą ich urzędowego ogłaszania.

>> Czytaj także: Starsze dzienniki urzędowe trafią pod skaner

Największym problemem jest brak jednolitych tekstów aktów prawnych. Jakiś czas temu zwrócił na to uwagę nawet rzecznik praw obywatelskich. W szczególności, według Janusza Kochanowskiego, jest to jedna z ważniejszych przyczyn nieznajomości prawa wśród obywateli.

Marszałek Sejmu ma obowiązek publikowania jednolitych tekstów prawa (zgodnie z ustawą: "gdy liczba zmian w ustawie jest znaczna lub ustawa była uprzednio wielokrotnie nowelizowana i posługiwanie się tekstem ustawy może być istotnie utrudnione" - a więc pozostaje to zawsze kwestią ocenną).

W praktyce zazwyczaj dopiero po wielu nowelizacjach jednego aktu publikowany jest tekst jednolity.

Przy mniejszych nowelizacjach np. kilku artykułów, rzadko można się się spodziewać szybkiej publikacji tekstu jednolitego. Nic więc dziwnego, że nawet sądy korzystają z komercyjnych programów. Ponieważ w gąszczu nowelizacji trudno na podstawie oficjalnego publikatora samemu ustalić aktualnie obowiązującą treść ustawy.

>> Czytaj także: E-ustawy i rozporządzenia będą bezpieczne w sieci

Oczywiście sam elektroniczny urzędowy publikator i nie rozwiąże całego problemu. Potrzebna też baza orzecznictwa i zaawansowane mechanizmy wyszukiwawcze i katalogowe. Do tego czasu również na państwie będą zarabiać firmy udostępniające prawnicze bazy danych, co jest, delikatnie mówiąc, nie do końca w porządku.

Pracę nad ustawą o zmianie ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych oraz o zmianie niektórych innych ustaw można śledzić tutaj.

Obecnie obowiązuje wersja projektu datowana na 5 października 2010 r. Razi bałagan w opisie wersji dokumentów dostępnych na stronie Rządowego Centrum Legislacji (RCL) i fakt, że pierwotne wersje projektu oraz uzasadnienia były dostępne w edytowalnych DOC-ach, z czego następnie niestety zrezygnowano, by publikować późniejsze wersje wyłącznie w postaci PDF-ów zawierających zazwyczaj fatalnej jakości bitmapy stanowiące obrazy zeskanowanych byle jak ("na szybko") dokumentów.

>> Czytaj także: Akty normatywne ogłaszane elektronicznie

Na marginesie: oczywiście stosowania "własnościowych" formatów w rodzaju DOC w administracji publicznej też nie pochwalam, ale lepszy dokument edytowalny niż bitmapa. Zwłaszcza jak chce się nad projektem publicznie dyskutować (chodzi m.in. o możliwość wklejania fragmentów treści jako cytatów). Nie można bowiem żądać od obywateli, którzy chcą np. skomentować jakiś projekt, by posiadali i potrafili się posługiwać programem do OCR.

Rafał CisekNo, ale - parafrazując klasyków psychodelicznego rocka z lat siedemdziesiątych - to tylko kolejna cegiełka w murze (e)PUAPek polskiej e-administracji i informatyzacji. Niestety czasem nasza rzeczywistość jest bardziej surrealistyczna od muzycznej psychodeli i słynnego "Paragrafu 22" Josepha Hellera (jednej z moich ulubionych książek).

Rafał Cisek, radca prawny, współpracownik Centrum Badań Problemów Prawnych i Ekonomicznych Komunikacji Elektronicznej (CBKE), twórca serwisu prawa nowych technologii NoweMEDIA.org.pl, ekspert w zakresie prawnych aspektów komunikacji elektronicznej.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *