WikiLeaks poinformowała, że nie korzysta już z hostingu od Amazona. Amerykańscy politycy cieszą się z tego i mówią, że żadne amerykańskie przedsiębiorstwo nie powinno współpracować z WikiLeaks. Trochę to dziwne w przypadku kraju, który tak bardzo broni wolności słowa, że unika blokowania np. faszystowskich stron.
reklama
11 godzin temu na koncie WikiLeaks na Twitterze pojawiła się następująca informacja:
WikiLeaks servers at Amazon ousted. Free speech the land of the free--fine our $ are now spent to employ people in Europe.
Wynika z niej, że Amazon przestał świadczyć usługę hostingu dla WikiLeaks i serwis musi przenieść się do Europy. Później na Twitterze pojawił się kolejny wpis, w którym stwierdzono, że skoro firma Amazon tak źle czuje się z pierwszą poprawką, powinna zaprzestać sprzedawania książek. Mowa oczywiście o pierwszej poprawce do konstytucji USA, która gwarantuje wolność religii, prasy, słowa, petycji i zgromadzeń.
Ponadto we wpisach WikiLeaks na Twitterze znajdziemy zapewnienie, że WikiLeaks to coś w rodzaju globalnego ruchu wydawnictw podziemnych. "Prawda wyjdzie na jaw nawet w obliczu totalnej anihilacji" - czytamy we wpisie sprzed 10 godzin.
Tymczasem w USA politycy chwalą Amazon za podjęcie poprawnej politycznie decyzji i pytają "czemu tak długo?". Ich wypowiedzi przytacza m.in. agencja AFP. Republikański kongresman Peter King stwierdził, że zerwanie współpracy pomiędzy Amazonem i WikiLeaks nastąpiło po pięciu miesiącach i to "dopiero po zastosowaniu presji politycznej".
- Ta sytuacja powinna służyć jako przykład dla wszystkich prywatnych amerykańskich i międzynarodowych firm, że prowadzenie interesów z WikiLeaks jest nietolerowane i przeciwko interesom amerykańskim - powiedział King agencji AFP (źródło: Chris Lefkow, Amazon drops WikiLeaks under political pressure). Podobnego zdania jest amerykański senator Joe Lieberman cytowany przez Associated Press.
Już teraz można powiedzieć, że decyzja Amazonu niewiele zmieni. WikiLeaks z pewnością znajdzie innego dostawcę hostingu. W sierpniu podpisane zostało porozumienie ze szwedzką Partią Piratów, na mocy którego WikiLeaks otrzyma za darmo podłączenie do internetu oraz miejsce na serwerze.
Ponadto serwis WikiLeaks po ostatnich wyciekach jest bardziej znany, więc łatwiej mu o uzyskanie wsparcia. Trafne było porównanie do podziemnych wydawnictw. Nawet jeśli tajnych dokumentów nie ujawni strona WikiLeaks, zrobią to inni dziennikarze, którzy wejdą w posiadanie tych materiałów. Przy ostatnim wycieku współpracowało 120 osób z pięciu instytucji.
Trudno też nie odnieść wrażenia, że USA rzeczywiście zapomina o wolności słowa. Amerykańscy prawnicy zastanawiają się, czy Juliana Assange'a nie oskarżyć o szpiegostwo. Problem w tym, że szpieg zazwyczaj nie prowadzi strony internetowej, na której publikuje swoje odkrycia. Takie zachowanie każe traktować Juliana Assange'a raczej jako dziennikarza, który powinien być wolny od odpowiedzialności, gdy ujawnia prawdę.
W listopadzie 2009 dzięki WikiLeaks poznaliśmy szczegóły dotyczące śledztwa w sprawie faszystowskiej strony Redwatch. Wówczas Departament Stanu USA odmówił zablokowania strony internetowej nawołującej do robienia ludziom krzywdy, powołując się na pierwszą poprawkę do konstytucji USA. Teraz amerykańscy politycy nie chcą mówić o pierwszej poprawce i uważają, że nie ma nic złego w wywieraniu politycznego nacisku na dostawcę hostingu dla organizacji dziennikarskiej.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|