Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Kiedyś swobodna wymiana plików była dla wytwórni filmów pornograficznych korzystna. Jednak wraz ze zwiększeniem skali tego zjawiska diametralnie zmieniło się stanowisko przemysłu. Teraz chce on walczyć o swoje w sądach.

robot sprzątający

reklama


Przemysł porno się jednoczy. Jednak nie po to, by dzielić się aktorami, pomysłami na produkcję czy kosztami marketingu. Powód jest ten sam, jak w przypadku znacznej części branży rozrywkowej - piractwo. Tajemnicą poliszynela jest, że przez sieci p2p przepływa codziennie wiele gigabajtów filmów pornograficznych. Internauci dzielą się filmami dla dorosłych, jak każdymi innymi. To, podobnie jak w przypadku filmów "dla wszystkich", może generować straty dla ich producentów.

>> Czytaj także: Wyciek z ACS Law: antypiractwo dochodowe, ale do czasu 

Tak jak zwykłe wytwórnie filmowe, zamierzają oni walczyć z negatywnym zjawiskiem. Inicjatywę przejęło studio Pink Visual, które w październiku w stanie Arizona chce zorganizować spotkanie pod nazwą Content Protection Retreat, którego celem będzie przedstawienie metod i środków walki z wymianą plików chronionych prawem autorskim - podaje Yahoo za agencją AFP.

Mało tego - studia filmowe mają ze sobą współpracować nad pozwami sądowymi przeciwko internautom udostępniającym filmy. Larry Flynt Publications wniosła już do sądu pozew w Teksasie przeciwko 625 osobom dzielącym się plikami za pośrednictwem BitTorrenta. Firma zapowiedziała też kolejne pozwy.

W przypadku zwykłych filmów widmo procesu nie działało odstraszająco. Tutaj może być zupełnie inaczej. W toku procesów może bowiem zostać ujawniona tożsamość osób oskarżonych o dzielenie się w sieci pornografią. Zapewne większość z nich tego nie chciałaby.

Czy jednak faktycznie pozwoli to zmniejszyć skalę piractwa? Obniżenie wskaźnika przestępczości można osiągnąć m.in. poprzez zapewnienie tego, by kara za przestępstwo była nieunikniona. Ponieważ jednak głównym dowodem pozostaje adres IP, który nie jest przypisany do konkretnej osoby, trudno oczekiwać, by wymiana plików z filmami pornograficznymi drastycznie zmalała.

>> Czytaj także: Adres IP to dana osobowa i musi być chroniony

>> Czytaj także: Ustawa Hadopi: Nawet 150 tys. adresów IP dziennie do identyfikacji 

Dlatego też producenci chcą walczyć także z serwisami internetowymi typu "tube", imitującymi YouTube, gdzie masowo ma dochodzić do łamania prawa autorskiego. Tutaj jednak dochodzi inny problem - konieczne jest udowodnienie tego w odniesieniu do każdego filmu.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *