Po chwilowym wzroście zainteresowania drażliwymi tematami sytuacja wróciła do normy. Mimo że linki do stron widoczne są w Google, w Chinach nie można na nie wejść.
reklama
Tydzień temu Google zrobiła długo oczekiwany krok - zamknęła stronę Google.cn, kierując swoich chińskich użytkowników do Hong Kongu. Działająca tam wersja amerykańskiej wyszukiwarki nie jest objęta cenzurą. Firma z Mountain View miała dość żądań chińskich władz odnośnie monitorowania wyników wyszukiwania i usuwania tych z nich, które dotyczyły drażliwych kwestii, głównie politycznych.
Zniesienie cenzury wyników zostało przyjęte w Chinach z mieszanymi uczuciami. Władze Państwa Środka wyraziły swoje głębokie niezadowolenie z podjętej decyzji, nie poinformowano jednak, czy wobec firmy podjęte zostaną jakieś kroki prawne. Samo społeczeństwo zareagowało inaczej, niż można się było spodziewać.
The New York Times informuje bowiem, że o ile w pierwszych dniach po zniesieniu cenzury dla Chińczyków faktycznie znacznie wzrosła liczba zapytań o drażliwe politycznie kwestie - Tiananmen, Falung Gong czy korupcję (mówi się o nawet 10-krotnie większym zainteresowaniu), o tyle już po kilku dniach znacznie ono zmalało.
Masakra na Placu Niebiańskiego Spokoju pojawiła się w zapytaniach internautów około 2,5 milionów razy, 4,7 mln osób szukało z kolei czegoś o grupie religijnej Falun Gong. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że w najludniejszym państwie świata mieszka około 400 milionów osób z dostępem do internetu, liczby te nie robią wrażenia.
Większość stron, do których linki Chińczycy zobaczyli po raz pierwszy, zablokowana jest na terenie Chin. Możliwość znalezienia odnośnika to tylko jedna strona medalu.
Chinese State Council Information Office nakazała wszystkim serwisom informacyjnym usuwanie wszelkiego rodzaju pozytywnych komentarzy pod adresem Google. To jak na razie jedyna widoczna reakcja na decyzję Amerykanów. Niektóre osoby, korzystające ze stron Google w Hong Kongu, informowały także o powolnym jej działaniu. W tym samym czasie nie widać było żadnych problemów na stronach Baidu, największej chińskiej wyszukiwarki.
Los Angeles Times podaje ponadto, że występują pewne problemy z dostępem do usług Google za pośrednictwem telefonów komórkowych. Nie ma jednak pewności, że jest to spowodowane działaniami Pekinu. Na wyciąganie ostatecznych wniosków jest wciąż zbyt wcześnie.
To jednak, że Chiny podejmą bardziej zdecydowane kroki wobec Google wydaje się być pewne. Pekin nie pozwoli, by prywatna firma dyktowała jej warunki prowadzenia polityki wewnętrznej.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|