Sprawa grudniowych ataków na amerykańskie firmy IT jest coraz bliżej wyjaśnienia. Ustalenie jednak, kto je zlecił, może okazać się niemożliwe.
Ofiarami grudniowych ataków padło przeszło trzydzieści firm, a nie jak do tej pory uważano ponad dwadzieścia. Głośno o całej sprawie stało się z powodu Google, której usługa pocztowa znalazła się na celowniku cyberprzestępców. W wyniku ataku firma zagroziła wycofaniem się z Chin, a Waszyngton zażądał od Pekinu natychmiastowego wyjaśnienia zdarzeń.
W zeszłym tygodniu Dziennik Internautów poinformował, że za atakami mogą stać dwie chińskie szkoły. Obie instytucje odmówiły komentarzy, przyznając jednak nieoficjalnie, że ich studenci mogli stać za atakami. Nie wiadomo, kto był zleceniodawcą - nie ma pewności, że rozkazy wydały władze Państwa Środka.
Serwis BBC News podaje, że amerykański wywiad, który został przez Google poproszony o pomoc, jest bliski dokładnego zidentyfikowania osoby stojącej za atakami. Ma nim być 30-letni chiński wolny strzelec zajmujący się bezpieczeństwem. Napisany przez niego kod umożliwił obejście zabezpieczeń oraz wykorzystanie luki w IE 6.0. Fragment kodu znalazł się na forum dla hackerów, gdzie dostęp do niego mogli zyskać chińscy oficjele.
Dotarcie do niego to jednak tylko połowa sukcesu. Ustalenie, kim jest jego zleceniodawca, to już zupełnie inna historia - jeśli faktycznie stoją za nim Chiny, to raczej nie dowiemy się tego od 30-letniego Chińczyka.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*