Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Debata Artyści vs. Ściągacze - porozumienie to wciąż fikcja

28-10-2009, 15:52

22 października w klubie Chłodna 25 odbyła się zorganizowana przez dziennik "Metro" debata dotycząca piractwa w internecie. Przedstawiciele artystów jak zwykle potępiali piractwo, nazywając nawet Polaków "złodziejskim narodem". Przedstawiciele "ściągaczy" próbowali przekonać artystów, że nie można wsadzić do więzienia co drugiego Polaka. A może coś w tej dyskusji pominięto?

robot sprzątający

reklama


W debacie "Artyści vs. Ściągacze" udział wzięli między innymi tacy artyści, jak Kazik Staszewski, Muniek Staszczyk, Sydney Polak oraz L.U.C., dziennikarz muzyczny Hirek Wrona, Jurek Owsiak, przedstawiciele ministerstwa kultury, członkowie Business Software Alliance (BSA), organizacji walczącej z piractwem internetowym, członkowie Związku Producentów Audio Video oraz Jarosław Lipszyc, działacz na rzecz wolnej kultury. Dyskusję prowadzili Artur Kurasiński (Chomiks.pl) oraz Waldemar Paś, redaktor naczelny dziennika Metro.

Internauci mogli na bieżąco śledzić przebieg dyskusji w serwisie Blip.pl. Wypowiedzi panelistów i relacja z wydarzenia zostały opublikowane na łamach Metra, dostępne są również na eMetro.pl. Zdaniem przedstawicieli Metra dyskusja była burzliwa, ale udało się znaleźć konsensus. Wszyscy byli zgodni co do tego, że najważniejsze jest edukowanie społeczeństwa - nauka poszanowania prawa i cudzej własności, także intelektualnej, już na poziomie szkolnym. Nie było natomiast zgody co do tego, co mówić dzieciom.

Polacy złodziejskim narodem?

Podczas czytania relacji z dyskusji, szczególnie rzuca się w oczy to, że artyści lubią mówić o osobach pobierających muzykę z sieci jak o pospolitych złodziejach. Hirek Wrona posunął się nawet do stwierdzenia, że złodziejstwo wynika z wykształconych u Polaków nawyków.

- Przez wieki kogoś okradaliśmy: najpierw panów, potem zaborców, następnie komunistów. Przywykliśmy do okradania - mówił dziennikarz muzyczny.

Z kolei obrońcy "wolnej kultury" przekonywali, że czasy się zmieniają i nie da się wrócić do epoki płyty. Podkreślali, że nie można teraz zamknąć co drugiego obywatela. Można jednak odnieść wrażenie, że tak jak dla artystów kluczowym słowem w dyskusji była "kradzież", tak samo dla obrońców "ściągaczy" kluczowym słowem był "postęp".

Artyści i Ściągacze dobrze odegrali swoje role

Ciekawy opis dyskusji można znaleźć na blogu Kultura 2.0 w artykule pt. Artyści vs Ściągacze, czyli kilka słów o dzisiejszej debacie. Mirosław Filiciak słusznie chyba stwierdza, że uczestnicy spotkania "dobrze grali swoje rozdzielone już przed spotkaniem role". Trzeba się również zgodzić się z innymi jego stwierdzeniami, a mianowicie że:

  1. inicjatywa Metra i organizowanie takich dyskusji są godne pochwały,
  2. niepokojąca jest wiara artystów w magiczną moc prawa,
  3. nazywanie Polaków "złodziejskim narodem" do niczego nie prowadzi,
  4. po debacie można zwątpić w to, czy w Polsce doczekamy się eksperymentów na miarę Radiohead lub NIN.

Czego w dyskusji zabrakło?

Obrońcy obydwu stron dyskusji mogą czuć po debacie niedosyt. Można odnieść wrażenie, że pewnych rzeczy nie powiedziano, a mają one ogromne znaczenie dla oceny sytuacji. Dla porządku wymieńmy je również w punktach:

  1. Należy skończyć ze stosowaniem "magii liczb" w ocenie piractwa i jego skutków. W czasie debaty Sławomir Pietrzak stwierdził, że Kilkanaście milionów nielegalnych ściągnięć daje rocznie 120-150 mln zł, które nie trafiają do budżetu państwa w formie podatków, które by płacił przemysł muzyczny. Skąd te liczby? Prawdopodobnie z rękawa, jak większość statystyk dotyczących piractwa. Warto poczytać choćby o tym, skąd wzięło się 7 mln piratów w Wielkiej Brytanii lub jak MPAA pomyliła się w swoim raporcie. Takim liczbom po prostu nie można ślepo wierzyć.
  2. Należy odrzucić założenie, że każda ściągnięta piosenka to strata dla artysty. Warto pamiętać, że jest to także sposób promocji muzyki, który może stymulować sprzedaż oraz pomagać w podtrzymywaniu popularności.
  3. Należy odrzucić założenie, że gorsze wyniki finansowe wydawców to wyłącznie wina piratów. Problem w tym, że minęła epoka albumu, a epoka płyt CD oraz DVD również ma się ku końcowi. W internecie można kupić pojedyncze piosenki, a więc internauci nie muszą już płacić za to, co im się nie podoba.
  4. Należy pamiętać, że swobodne kopiowanie istniało już przed epoką internetu. Kopiowanie kaset lub nagrywanie muzyki z radia było czymś, co zapewne niejeden dzisiejszy artysta "ma na sumieniu".

Oczywiście warto też przytoczyć pewne argumenty po stronie artystów, o których też często się zapomina.

  1. Duże projekty muzyczne lub filmowe wymagają inwestycji. Artyści mają prawo na nich zarabiać, więc powinny istnieć modele biznesowe zapewniające im zwrot poniesionych kosztów i zysk.
  2. Artyści i wydawcy mają prawo obawiać się eksperymentów z nowymi modelami biznesowymi i z pewnością nie powinni być do nich zmuszani, ale w takiej sytuacji nie powinni też narzekać, że odbiorcy ich muzyki, mając wolny wybór, wybierają internet.
  3. Jeśli czyjaś twórczość nam się podoba, jeśli kolekcjonujemy czyjeś dzieła, powinniśmy zapłacić artyście i wydawcy za włożoną w nie prace. Nie ma tu znaczenia, że "artyści i tak mają dużo kasy", a "wytwórnie okradają artystów".

 

Podsumujmy krótkim apelem do obydwu stron:

Drodzy Artyści! Zapraszamy do internetu! Wasi fani już od dawna tam są i czekają na Was z szeroko otwartymi rękami.

Drodzy Ściągacze! Nigdy nie zapominajcie, że Artyści, których dzieła podziwiacie, żyją na tym samym świecie, co Wy, mają takie same marzenia, ale również, tak jak Wy, chcą godnie żyć, jednocześnie dostarczając Wam duchowych doznań.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *