Pisanie "do papieru" i "do onlajnu" nie są bardzo odległe - twierdzi Paweł Wimmer w rozmowie z Dziennikiem Internautów.
reklama
Dziennik Internautów: Wielu internautom kojarzysz się przede wszystkim z kursem HTML. Czy ciągle nad nim pracujesz lub planujesz jego rozwój?
Paweł Wimmer: W tej chwili nie rozwijam kursu, gdyż w zasadzie, pomijając drobne szczegóły, prezentuje HTML 4 i CSS 2, które są dziś niewzruszoną podstawą całego webmasterstwa. Oczywiście, czekam na pełniejszą implementację HTML 5 i CSS 3, które nie są nawet jeszcze ukończone jako specyfikacje, nie mówiąc o interpretacji przez przeglądarki. Doskonale wiemy, jak długo to potrafi trwać. Dlatego zapewne upłynie jeszcze trochę wody, zanim to wszystko przekroczy masę krytyczną, zanim sam się tego nauczę, wreszcie zanim ujmę to w słowa tak, by pomóc, a nie zaszkodzić.
DI: A skąd pomysł na ten kurs?
PW: Hołduję starej zasadzie, że aby czegoś się nauczyć, najlepiej napisać o tym książkę. Gdy w 1995 roku przejąłem od webmastera wydawnictwa Lupus prowadzenie strony, miałem orientację bliską zeru i mało czasu do startu. Akurat z jakiegoś powodu położyłem się do szpitala, zatem zaopatrzyłem się w wydruk specyfikacji i w łóżku studiowałem te kompletnie niezrozumiałe znaczniki. Pomogła na szczęście nieco wydana akurat polska książka - też średnio zrozumiała, bo pisana trochę hermetycznym językiem. Zorientowawszy się wreszcie, o co w tym chodzi, postanowiłem pomóc innym i w 1996 roku zacząłem tworzyć kurs. Pisanie trwało wiele tygodni. Kolejne rozdziały powstawały na naszej stronie internetowej. Podstawowy zrąb kursu został pokazany w czerwcu 1996 roku. Ponieważ w sieci nie było praktycznie niczego po polsku, kurs zyskał sobie sporą popularność. Po moim odejściu z Lupusa kurs pojawił się w Helionie, gdzie trwa do dzisiaj. W szczytowym momencie oglądalność sięgała nawet 600 tys. odsłon miesięcznie. Teraz spadła o połowę, bo jednak zdecydowana większość osób korzysta z gotowych CMS-ów, zwłaszcza blogów. Poza tym na rynku jest mnóstwo książek, a w polskim internecie konkurencja. Podejrzewam, że już prawie nikt nie kojarzy mnie z Lupusem (gdzie pracowałem 10 lat). Na pewno sporo osób kojarzy mnie z PC Worldem, ale jakiś tam poziom rozpoznawalności wiąże się na pewno przede wszystkim z kursem i blogiem, bo publikowanie w sieci jest dzisiaj najważniejsze.
DI: Stale dzielisz się swoją wiedzą również za pośrednictwem bloga.
PW: Mam względną łatwość pisania i edukacyjne zacięcie, stąd pomysł na założenie bloga poświęconego tej tematyce. Lubię internetowy kontakt w takiej właśnie formie, aczkolwiek kontakty mailowe są sporadyczne. Wychowywałem się zresztą w domu, w którym nasiąkałem ideą pracy dla dobra publicznego. To także jest istotna motywacja, dla której kontynuuję blog. Nie ukrywam, że czasem ogarnia mnie zmęczenie i zniechęcenie. Ale to chyba przydarza się każdemu blogerowi. Na Blox.pl zdecydowałem się dlatego, że lubię środowisko Gazety Wyborczej. Nieco żartobliwie rzecz ujmując, lubię dobre towarzystwo. Wprawdzie stary znajomy z Onetu próbował mnie namówić na przejście do tego portalu, oferując wyeksponowane miejsce, ale nie zdecydowałem się na to. Poświęcam na blog na pewno 2-3 godziny dziennie. Zawsze staram się łączyć zawodowe potrzeby z blogowymi zainteresowaniami. To pozwala mi upiec dwie albo trzy pieczenie na jednym ogniu. Wiedza z pisania, a przede wszystkim śledzenia internetu (w Google Readerze mam jakieś 150 kanałów RSS, do tego jeszcze spory blogroll w blogu), a blogosfery w szczególności była wykorzystywana w innych miejscach, m.in. w PC Worldzie. Tak więc pisanie "do papieru" i "do onlajnu" (jak mawiamy w redakcyjnym żargonie) nie są bardzo odległe. Oczywiście to pierwsze jest siłą rzeczy dużo bardziej zdyscyplinowane - w blogu mogę sobie pozwolić na dużo więcej, a papier jest bardziej wymagający formalnie. Prowadzę też, ale bardzo sporadycznie, kilka innych blogów, aczkolwiek bardziej w charakterze testów. Uruchomiłem kiedyś blogi poświęcone esperanto i interlingwie, ale z braku czasu leżą odłogiem, czego niezmiennie żałuję.
DI: Skąd Twoje zainteresowanie esperanto?
PW: Wszystko wzięło się z tego, że w 1983 roku rozpocząłem pracę w Polskim Związku Esperantystów. Pracowałem tam tylko rok, ale pozostała mi dozgonna miłość do esperanta, a także i do interlingwy, którą wtedy także poznałem. Języki sztuczne mają sporo zalet, a przede wszystkim ogromnie oszczędzają czas. Sam mówiłem płynnie po pół roku. Z przeprowadzonych kiedyś badań wynika, że esperanto poznaje się na danym poziomie zaawansowania około 10-krotnie szybciej niż języki etniczne. Ogromnie ważną zaletą jest neutralność językowa esperanta, która nie daje nikomu przewagi. Gdy rozmawiamy z Anglikiem czy Francuzem w ich języku, jesteśmy mocno skrępowani swoją niedoskonałością. Fantastycznym doświadczeniem był Światowy Kongres Esperanta w 1987 roku w Warszawie, który obsługiwałem jako dziennikarz prasy esperanckiej. Spotkało się tam 7 tysięcy osób, które rozmawiały swobodnie bez tłumaczy. Podobnego uczucia swobody doznałem, gdy gościłem kiedyś esperantystę z Konga, będącego przejazdem do Francji. Przy całkowitej odmienności językowej i kulturowej rozmawialiśmy jak starzy znajomi. To było zdumiewające. Niestety, nie wróżę wielkich sukcesów językom sztucznym na oficjalnych forach, na przykład w Unii Europejskiej. Nie są one naturalnymi nośnikami osiągnięć naukowych, technicznych i kulturalnych, nie są językami handlu. A to właśnie decyduje o tym, że dziś liczy się tylko angielski. Poza wszystkim za językami narodowymi stoją potężne interesy. Ale zawsze zachęcam do nauki, bo to bardzo przyjemne doświadczenie, zwłaszcza w kontaktach z cudzoziemskimi esperantystami, a także na międzynarodowych forach w Internecie.
DI: Niedawno poinformowałeś na swoim blogu Poradnik internauty o odejściu z IDG. Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?
PW: Przyczyny - nie owijając w bawełnę - można łatwo wyłożyć. Nowy redaktor naczelny w kilka dni po objęciu stanowiska poprosił mnie o odejście z PC Worlda. Przyczyna takiej decyzji nie została podana. Podejrzewam jednak, że chodzi o spore różnice w rozumieniu zadań działu software'owego w piśmie, jak też sposobu jego prowadzenia. No cóż, w sporze naczelnego z kierownikiem działu rację ma zawsze naczelny, nawet młodszy o pokolenie. Nie obrażam się o to, koleje losu są zmienne, zwłaszcza w gospodarce rynkowej, po prostu przyjmuję stan rzeczy. Na razie zamierzam odpocząć miesiąc czy dwa, a potem chcę rozpocząć pewien projekt. Ze zrozumiałych powodów nie chciałbym go ujawniać. Wygląda na to, że właśnie kończę 18-letni etap klasycznego dziennikarstwa komputerowego, a skupiam się na publicystyce elektronicznej - blog będzie jej częścią.
DI: Co sądzisz o Wikipedii? Uważasz ją za wartościowy projekt?
PW: Wielkie TAK! To wspaniały przykład wspólnej pracy, która zmobilizowała mnóstwo internautów. Sam w projekcie brałem aktywnie udział przez pół roku. Potem skupiłem się przede wszystkim na promowaniu Wikipedii w mediach. Uważam, że z Wikipedii należy korzystać ostrożnie, nie bezkrytycznie, należy w miarę możliwości weryfikować wiedzę w innych źródłach. Jednak zachowując należną ostrożność, można z niej czerpać pełnymi garściami. Polska i angielska Wikipedia setki razy przydawały mi się w różnych okolicznościach, także zawodowych. Nierzadko były jedynym źródłem wiedzy albo choćby dobrym punktem startowym do dalszych poszukiwań. Uważam wręcz, że umiejętność właściwego korzystania z Wikipedii powinna być elementem programów nauczania informatyki w szkołach.
DI: Co obecnie najbardziej przyciąga Twoją uwagę w polskim internecie? Jakim trendom poświęcasz najwięcej uwagi?
PW: Zawsze byłem miłośnikiem narzędzi ułatwiających życie, czego przejawem jest choćby tematyka mojego bloga. Wyszukuję rozmaite przydatne rzeczy, które mogą być też użyteczne dla innych. Nie skupiam się w zasadzie na wielkich, przekrojowych tematach, nie piszę syntez, koncentruję się na przydatnych drobiazgach. Oczywiście w tle przewija się jednak ten wielki trend, jakim jest Web 2.0. To była (i jest) wielka rewolucja cywilizacyjna, warta doktoratów i habilitacji, która całkowicie przekształciła Internet, która wessała niezliczone miliony ludzi. A ostatnio podkreślam też rolę cloud computing, jako zupełnie nowego paradygmatu w korzystaniu z komputerów i internetu.
DI: Co jeszcze, oprócz internetu i sztucznych języków, jest Twoją pasją? Czemu najchętniej poświęcasz swój wolny czas?
PW: Prywatność zachowam oczywiście dla siebie, pilnie jej strzegę. Kilka rzeczy da się jednak wymienić. Publicystyka popularno-naukowa (śledzę chętnie kanały tematyczne w telewizji), przyroda, rower stacjonarny (nazywam to Wyścig w Pokoju). Lubię miłe towarzystwo przy stole. Pewnie nie jestem tutaj specjalnie oryginalny.
DI: Dziękujemy za rozmowę!
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*