Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Po prawie pięciu miesiącach przerwy internauci w Tajlandii znów będą mogli oglądać materiały filmowe na YouTube. Władze kraju zniosły blokadę w zamian za wprowadzenie przez Google filtrów cenzurujących zawartość witryny.

Na początku kwietnia tajski minister komunikacji zablokował dostęp do YouTube w swym kraju po tym, jak operatorzy serwisu odmówili usunięcia filmu obrażającego króla Bhumibola Adulyadeja.

W niespełna minutowym materiale pojawiło się zdjęcie monarchy, nad głową którego znajdowała się stopa - w Tajlandii symbol nieczystości. Zgodnie z prawem obowiązującym w Tajlandii, za obrazę króla grozi kara nawet 15 lat pozbawienia wolności.

Od czasu przeprowadzenia wojskowego zamachu stanu we wrześniu 2006 r., władze wielokrotnie wykorzystywały surowe prawo do zamykania bądź blokowania Tajlandczykom dostępu do witryn krytycznych politycznie. Według organizacji Human Rights Watch, cenzura tajskiego internetu stała się zjawiskiem powszechnym - providerzy regularnie otrzymują "czarne listy" stron, do których muszą odciąć swym klientom dostęp.

YouTube ostatecznie zniknął ze spisu zakazanych adresów. Możliwe było to jednak dopiero po złożeniu obietnicy przez Google, iż na polecenie władz usuną oni każdy film, który "będzie sprzeczny z tajskim prawem". W praktyce oznacza to zgodę na ocenzurowanie serwisu zgodnie z wolą tamtejszych władz, które kontrowersyjne materiały mogą określić jako "obrażające Tajlandczyków i ich kulturę".

Polityka Google w kwestii wolności słowa w Tajlandii zaczyna więc przypominać taktykę stosowaną w przypadku Chin. Już kilka dni po zablokowaniu YouTube koncern obiecywał władzom tajskim pomoc w ocenzurowaniu niepożądanych treści - słowa (jak widać) dotrzymał.

Na łamach serwisu pojawił się tymczasem klip wideo z przeprosinami, pochodzącymi rzekomo od "Paddiddy" - użytkowniczki YouTube, która zamieściła wcześniej kontrowersyjny materiał z królem, będący przyczyną zablokowania serwisu.

W swym monologu stwierdza ona m.in., że za zamieszczenie klipu odpowiadają zwolennicy Thaksina Shinawatry - obalonego w zeszłym roku premiera Tajlandii.
- "Nie chcę już pracować dla Thaksina" - zarzeka się, po czym dodaje, że być może swym wystąpieniem nic nie osiągnie, ale lepsze to niż być na zawsze znienawidzoną.

Informacja o zgodzie na cenzurę YouTube nieszczęśliwie zbiegła się w czasie z wystąpieniem Vinta Cerfa z Google, który stanowczo opowiedział się przeciwko kontrolowaniu treści zamieszczanych w Sieci przez internautów.

O podwójnych standardach stosowanych przez swoją firmę najwyraźniej zapomniał wspomnieć...

Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Następny artykuł » zamknij

Command & Conquer za darmo