Tomasz Lis miał ruszyć w sieci z serwisem realnego, rzetelnego dziennikarstwa. Ruszył. Niestety trudno ocenić jakość treści, bo jej układ na stronie skutecznie zniechęca do czytania. Trudno też nie odnieść wrażenia, że głównym wskaźnikiem ekskluzywności tego serwisu jest nacisk położony na promowanie autorów. Telewizyjny etos próbuje przejść do sieci.
reklama
Wielu czytelników DI zapewne pamięta, że Tomasz Lis w listopadzie ub.r. zapowiedział zaangażowanie się w serwis internetowy, który będzie oferował dziennikarstwo wysokiej jakości oraz dyskusje na wysokim poziomie. Znany dziennikarz mówił o też o niskich potrzebach informacyjnych Polaków, o internetowym bagienku itd.
Nie jestem fanem elitarnego podejścia do dziennikarstwa. Wspominałem już w DI, że dzięki internetowi byle 10-latek może konkurować z Tomaszem Lisem i to jest w internecie piękne. Niemniej przyznam, że na serwis Lisa czekałem z nadzieją. Lubię dziennikarstwo wysokiej jakości, a szczególnie jeśli jest ładnie podane. Spodziewałem się, że powstanie coś w rodzaju Think Quarterly - magazynu online pokazanego swojego czasu przez Google. Mogło też powstać coś w rodzaju "polskiego Huffington Post", tak mówiono, ale wyszło inaczej.
Nowy serwis z Tomaszem Lisem w roli głównej to Natemat.pl. Odwiedzając go po raz pierwszy, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że... nic nie widzę. Były tylko jakieś zdjęcia i ogromne litery, które powinny być stosowane raczej w tabloidach. Na jednym ze zdjęć był Tomasz Lis... no tak, przecież to "serwis Lisa". Tu musiało być duże zdjęcie Lisa (zob. obrazek obok).
W ramach eksperymentu podrzuciłem koleżance link do serwisu i spytałem "co myślisz o tym?". Jej odpowiedź była krótka i rzeczowa "wiesz... ja tu nic nie widzę". Ta odpowiedź była dla mnie zrozumiała. Potem koleżanka dodała, że rozmiar tekstu wymaga odsunięcia się od monitora.
Naczelny kazał mi coś napisać o Natemat.pl, więc zacząłem mrużyć oczy i próbowałem jakoś przyzwyczaić się do dziwacznego układu. Rozmiar tekstu rzeczywiście porażający. Zdjęcia autorów wydają się jedną z ważniejszych treści serwisu. Reklam niewiele, bo twórcy serwisu wierzą w zwycięstwo unikalności nad liczebnością, również w tym obszarze. Ciekawie będzie sprawdzić, na ile ten model ma szansę przetrwania.
Na samej górze są miniaturowe zdjęcia autorów. To kolejny element podkreślający, że w tym serwisie liczą się przede wszystkim gwiazdy. Kiedy przejdziemy do bloga konkretnej osoby, musimy być gotowi na to, że zdjęcie autora i krótkie bio zajmą bardzo dużo miejsca.
Przechodząc do poszczególnych działów ("Wydarzenia", "Pieniądze" itd.), również muszę być przygotowany na propozycję zapoznania się z twórczością konkretnych autorów.
Tak... nie mogę się oprzeć wrażeniu, że serwis Natemat.pl nie stawia na pierwszym miejscu ani tematów, ani informacji. Tutaj najważniejsze są "osobowości" i tutaj dostrzegam wkład Tomasza Lisa w kreowanie tego serwisu. Jest to próba przeniesienia na grunt internetowy czegoś, co osobiście nazywam "telewizyjnym etosem".
W telewizji najważniejszy jest autor, rzekomy twórca, tzw. osobowość telewizyjna. Jeśli oglądamy wywiad z politykiem, to możemy odnieść wrażenie, że ważniejszy od polityka jest prowadzący. To on jest gwiazdą, to on wie lepiej. Jeśli oglądamy program typu "Mam talent", to istotnym jego elementem będą żarty, dyskusje i kłótnie członków jury. Telewizja to medium gwiazd i osobowości.
Cechą telewizji jest również zachęcanie do twórczości każdego, kto osiągnął coś w jakiejś dziedzinie. Bardzo doceniam osiągnięcia Justyny Kowalczyk i nawet miło mi się czyta jej wspomnienia z Jakuszyc, ale nie tego spodziewałem się w serwisie "rzetelnego dziennikarstwa". Lubię też czytać blogowe wpisy Palikota, ale czy to jest "rzetelne dziennikarstwo"? Nie... to wydumki celebrytów.
Powrócę jeszcze raz do wspomnianego na początku tekstu magazynu Think Quarterly. To jest właśnie przykład "ekskluzywnej treści" podanej w wyważony sposób i zachęcającej do zatrzymania się. Natemat.pl jest natomiast dziwną mieszanką blogów, stawiającą w centrum autorów. Ten twór chce konkurować z... no właśnie, z kim? Z innymi blogowiskami czy też z serwisami o typowo informacyjnym charakterze? Trudno powiedzieć. Z pewnością natomiast nie ma mowy o konkurowaniu ze specjalistycznymi blogami, które oferują te najbardziej rzetelne treści.
Nie twierdzę, że Natemat.pl to zły serwis. Nie. Jest to dostawca lekkiej rozrywki w opakowaniu poważnej publicystyki. Zawsze jest zapotrzebowanie na takie serwisy i Natemat.pl z pewnością znajdzie wiernych czytelników. Ja natomiast chętnie wrócę do internetowego bagienka, gdzie telewizyjny etos nie przytłacza tak bardzo.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Facebook i Groupon na giełdzie - czy grozi nam pęknięcie bańki internetowej?