Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Największe kłamstwo internetu - ToS;DR położy mu kres?

14-08-2012, 10:59

"Zgadzam się na warunki regulaminu" - oto największe kłamstwo internetu. Właściwie e-usługodawcy nie walczą z tym kłamstwem, bo drobne niedopowiedzenia są im na rękę. Projekt ToS;DR chce to zmienić.

Wiele się pisze i mówi o tym, że trzeba czytać regulaminy e-usług. Prawda jest jednak taka, że większość osób ich nie czyta, a nieliczni skanują je wzrokiem, co też trudno nazwać "czytaniem".

W ten sposób faktycznie powstaje największe kłamstwo internetu. To kłamstwo ma dwa oblicza. Usługodawcy udają, że rzetelnie informują konsumentów o ich prawach. Tylko udają, bo tak naprawdę serwują nam masę prawniczego bełkotu, byle tylko spełnić obowiązek posiadania jakiegoś regulaminu.

Czytaj: GIODO zmusza odbiorców newslettera do czytania drobnego druczku

Użytkownicy też udają, że czytali regulamin... i jakoś się to wszystko kręci. Tylko od czasu od czasu ktoś dopatrzy się niepokojących rzeczy w regulaminach i mamy wówczas do czynienia albo z oszustwem, albo z kontrowersjami. Ten problem dotyczy nawet największych usługodawców (jak Google czy Facebook) oraz setek milionów ich użytkowników.

Nieliczni podejmują walkę z tym zjawiskiem. W grudniu ubiegłego roku Generalny Inspektor Ochrony Danych udostępnił swój newsletter w taki sposób, że zmusił odbiorców do przeczytania drobnego druku. Na łamach DI chwaliliśmy też niezwykle prosty regulamin serwisu Garnek.pl.

ToS;DR: regulaminy w kilku punktach

Ambitny plan wywarcia nacisku na wszystkich e-usługodawców ma internetowy projekt ToS;DR, co jest skrótem od Terms of Service; Didn't Read. Projekt wystartował w czerwcu 2012 r., a jego idea zrodziła się w czasie 2011 Chaos Communication Camp. Jego głównym celem jest stworzenie systemu oceniania regulaminów e-usług w taki sposób, aby każdy mógł szybko zrozumieć, co jest wadą lub zaletą danego serwisu i na co dokładnie zgadzamy się, akceptując regulamin.

Aby zrozumieć, jako to działa, warto zajrzeć na stronę z ocenionymi już regulaminami. Poszczególnym serwisom przyznaje ona oceny od A (najlepsza) do E (najgorsza), wymieniając najważniejsze wady i zalety regulaminu. Oto przykłady:

zrzut z ekranu

Jeden rzut oka wystarczy, by wszystko zrozumieć. Przykładowo TwitPic (oceniony bardzo nisko) daje sobie prawo do dysponowania treściami użytkownika i ogranicza możliwości dochodzenia praw użytkownika. Twitter nie wymaga ciasteczek i jest dość przejrzysty w zakresie współpracy z władzami, ale również daje sobie wiele praw do treści użytkownika. Facebook pyta o zdanie co do zmian w regulaminie, ale wymaga korzystania z prawdziwego imienia i nazwiska oraz przekazuje dane stronom trzecim.

Projekt ToS;DR szuka osób chętnych do współpracy, bo analiza regulaminów jest pracochłonna. Trzeba jednak przyznać, że taka usługa mogłaby być bardzo przydatna, szczególnie gdyby udało się nią objąć bardzo dużą liczbę e-usług.

Sonda
Czytasz regulaminy e-usług?
  • tak, czytam uważnie
  • tylko skanuję wzrokiem
  • nie czytam
  • lansuję się na kogoś kto czyta
wyniki  komentarze

Projekt ToS;DR pokazuje również, że warunki świadczenia e-usług można przedstawić w sposób przejrzysty i zrozumiały, jeśli tylko się tego chce. Wystarczy wyciągnąć z regulaminu najważniejsze elementy i przedstawić je w formie przystępnych punktów. Oczywiście oprócz tego można posiadać regulamin "prawno-bełkotliwy", gdyby ktoś chciał poznać te wszystkie szczegóły, których zazwyczaj nikt nie czyta.

E-gospodarka na niedopowiedzeniach

"Największe kłamstwo internetu" to problem, do którego wszyscy jakoś przywykliśmy. Dlatego właśnie jest to problem bardzo poważny, choć taki się nie wydaje. Często, gdy ktoś krytykuje regulaminy, odzywają się komentatorzy, którzy mówią, że nie ma obowiązku korzystania z danych e-usług. Nie podoba się regulamin NK? Nie miej konta!

To prawda, że nie ma obowiązku korzystania. Nie oznacza to jednak, że cała e-gospodarka powinna funkcjonować w sferze braku przejrzystości i niedopowiedzeń.

Jeśli TwitPic lub Facebook mogą zbyt wiele zrobić z Twoimi danymi, jest to sprawa między Tobą a usługodawcą. To prawda. Jeśli jednak e-usługodawca stara się ukryć swoje działanie przed użytkownikiem, zachęcając go do bezrefleksyjnego zakładania konta, jest to zwyczajnie nie w porządku. Przejrzystość to kwestia niezależna od warunków oferty.

Czytaj: Nie czytając umów bankowych, możesz dużo stracić


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Źródło: ToS;DR



Ostatnie artykuły:


fot. Samsung



fot. HONOR