W internecie są serwisy, które oferują szybkie zawarcie umowy o dzieło z niby atrakcyjnym wynagrodzeniem. Nie od razu informują, że wymagania są wysokie, a odstąpienie od umowy kosztuje. Czy od strony prawnej nie da się im nic zarzucić?
reklama
W ostatnich dniach Dziennik Internautów ostrzegał przed serwisem vv.net.pl, który zachęca do zawarcia umowy o dzieło. Niestety serwis ten nie informuje wprost, że już sama rejestracja oznacza zawarcie umowy. Postawione w umowie wymagania są bardzo wysokie, wynagrodzenie może być wypłacone z dużym opóźnieniem, a odstąpienie od umowy (choćby sekundę po jej zawarciu) wiąże się z opłatą. Jeśli ktoś odstąpi od umowy po 24 godzinach, kara wyniesie 660 zł.
Seriw vv.net.pl prowadzony jest przez Adriana Oleszczuka, który zajmuje się podobną działalnością od dawna. Oleszczuk nie chce zmienić praktyk na bardziej przejrzyste i nie potrafi wyjaśnić konieczności nakładania kar umownych. Choć jego biznes jest ostro krytykowany, możemy być pewni, że prędzej czy później znajdą się naśladowcy. Organy ścigania nic im nie zrobią. Dopiero sąd może być dla nich pewnym problemem. Z tego co wiemy, Oleszczuk unikał sądu, mimo iż próbował odzyskać dług przez e-sąd.
Dziennik Internautów pytał kilku prawników o opinie na temat umów, jakie oferuje pan Oleszczuk. Niestety ta sprawa była dość zawiła i wymagała nieco dokładniejszej analizy tych umów. Chyba z tego powodu trudno było nam znaleźć prawnika, który chciałby poświęcić na to czas. Wreszcie pomógł nam Olgierd Rudak, właściciel firmy prawniczej Lege Artis.
Olgierd Rudak przyjrzał się m.in. dziwacznemu sposobowi zawierania umowy w ramach serwisów Oleszczuka. Jak już wspominaliśmy, umowa jest generalnie zawierana elektronicznie, ale wypłacenie wynagrodzenia jest uzależnione od podpisania i przesłania dokumentu papierowego. Oleszczuk zastosował taki wybieg, gdyż umowa na opisy programów dotyczy praw autorskich majątkowych, co z kolei wymaga formy pisemnej.
Rudak zauważył, że wchodzą to w grę przepisy dwóch różnych ustaw - kodeksu cywilnego i prawa autorskiego.
- Wynagrodzenie należy się twórcy dopiero po przyjęciu utworu przez zamawiającego (...) Natomiast faktycznie ustawa o prawie autorskim nie mówi o karach umownych stąd też w mojej ocenie takie "twórcze" rozszerzenie kompetencji zamawiającego wynikających z art. 55 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi nieuprawnione wyjście poza dyspozycję przepisu, który jest normą bezwzględnie obowiązującą (...) Aczkolwiek sprawa jest nieźle zamieszana, bo (...) skoro do zawarcia umowy o przeniesieniu autorskich praw majątkowych ma dość "kiedyś tam", to trudno powiedzieć czy sytuację twórcy reguluje ustawa o prawie autorskim - stwierdził prawnik podkreślając słowa "w mojej ocenie".
Zdaniem Rudaka generalnie mamy do czynienia z niecodzienną mieszanką umowy o dzieło i umowy autorskiej, przy czym wybrano "najlepsze kąski" z obu rodzajów umów.
Pytaliśmy Olgierda Rudaka właśnie o ten dziwny sposób zawierania umowy, ale on sam dostrzegł inny problem związany z umowami Oleszczuka.
- Odnoszę wrażenie, że forma umowy o dzieło z elementami "późniejszej" umowy autorskiej jest tylko pozorna i ma wzbudzić zaufanie nieszczęsnych "wykonawców", którzy nie doczytają, nie zmierzą sił - przez co wystawią się swojemu zamawiającemu na niechybną karę umowną. Istotą każdej umowy powinno być jej wykonanie, tymczasem tutaj widzę taki schemat, że przypuszczalnie autor tej umowy nie jest nastawiony na jej wykonanie, lecz na pieniądze z kar umownych - uważa Rudak.
Zdaniem prawnika gdyby sprawa trafiła do sądu, można się powołać się na art. 5 Kodeksu cywilnego, zaś sąd powinien rozważyć możliwość zakwestionowania umowy jako zmierzającej do czegoś kompletnie odmiennego od celu wskazanego przez przedsiębiorcę.
- Zapewne pomogłaby w tym możliwość zestawienia danych: jak często zdarza się mu (tj. przedsiębiorcy) występować o ewentualne kary umowne w zestawieniu do "normalnych" wypłat? Jeśli okazałoby się, że dominują kary umowne - a wypłat nie ma - to w mojej ocenie nie ma wątpliwości, że cel zawierania takich umów jest diametralnie różny od tego, który mógłby się wydawać - tłumaczy prawnik.
Dziennik Internautów pytał w przeszłości Adriana Oleszczuka, czy jego firma wypłaciła komukolwiek wynagrodzenie z opisy programów komputerowych. Oleszczuk uchylił się od odpowiedzi i twierdził, że nie będzie już stosował takiego sposobu zawierania umów. Potem zrobił dokładnie odwrotnie i uruchamiał kolejne serwisy działające na tej samej zasadzie. Nie wiemy, co miałby teraz do powiedzenia, gdyż nie odpowiada na nasze pytania. Mówiąc ściślej - Oleszczuk odpisuje na e-maile, ale nie odnosi się do istotnych dla sprawy pytań. Częściej grozi, próbuje nas obrażać i zarzuca nam niekompetencję.
Olgierd Rudak wychwycił jeszcze jedną ciekawostkę w umowie stosowanej przez Adriana Oleszczuka. Dotyczyła ona przewidzianych odsetek za zwłokę w uregulowaniu kar umownych. Nie będziemy tego problemu opisywać dokładniej. Pan Oleszczuk świetnie zna się na prawie i z pewnością będzie wiedział o co chodzi. Nie jest to zresztą dla tej sprawy najważniejsze.
Najważniejsze jest to, że robienie biznesu na karach umownych jest nadużyciem prawa. Są sposoby, aby wykazać takie nadużycia. Istnieją też przepisy, które mają ludzi przed takimi nadużyciami chronić.
Osoby, które mogą w przyszłości nakłonić was do zawarcia takich niekorzystnych umów, będą próbowały wyciągnąć od was pieniądze. Mogą zwrócić się do e-sądu, tak jak kiedyś zrobił to Adrian Oleszczuk. Pamiętajcie, że możecie wnieść sprzeciw do nakazu zapłaty wydanego przez e-sąd. Wówczas sprawa trafi do "zwykłego" sądu i przed tym sądem obie strony będą mogły wykazać swoje racje.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|