Jest Japończykiem koreańskiego pochodzenia, majątku dorobił się na bańce internetowej, a przez jego fundusz venture capital, SoftBank, przepływają miliardy dolarów. Mowa o Masayoshi Son, który pomógł rozwinąć się takim firmom jak Yahoo! czy Uber, a dziś trzęsie Doliną Krzemową, pompując w obiecujące startupy kwoty, przy których inwestycje konkurencyjnych funduszy są jak średnia polska emerytura.
reklama
Masayoshi Son to dziś najpotężniejszy człowiek w Dolinie Krzemowej i najbogatszy obywatel Japonii. Tworzenie swojego imperium Son rozpoczął w czasie, gdy na rynku pojawiły się pierwsze komputery osobiste. Utworzony przez niego SoftBank miał zająć się sprzedażą oprogramowania, jednak już rok po założeniu spółka rozpoczęła równoległą działalność wydawniczą, aby w ciągu kilku następnych lat stać się największym w Japonii dystrybutorem oprogramowania oraz wydawcą prasy komputerowej i organizatorem branżowych targów. W 1994 r. Son wprowadził wycenianą wówczas na 3 mld dolarów spółkę na giełdę, jednak jej prawdziwy rozkwit miał nastąpić wraz z powstaniem tzw. bańki internetowej.
W roku 1995 na giełdach całego świata zapanowała prawdziwa euforia, w której centrum znajdowały się spółki z branży informatycznej. Masayoshi Son, jak każdy dalekowzroczny inwestor, dostrzegł ogromny potencjał rodzącej się branży i bezzwłocznie udał się zakupy. Mówi się, że w najgorętszym momencie posiadał on 25% internetu, a jej wartość netto rosła o 10 miliardów tygodniowo. Z tych wszystkich inwestycji najważniejsza była powołana wspólnie z Yahoo! spółka joint venture ze stroną internetową Yahoo! Japan, która szybko stała się najczęściej odwiedzaną domeną w Japonii.
W 2000 r. SoftBank zainwestował 20 mln dolarów w serwis Alibaba. Posunięcie okazało się strzałem w dziesiątkę i pozwoliło spółce przetrwać załamanie rynku. Gdy chińska platforma e-commerce w 2014 roku zadebiutowała na giełdzie, inwestycja zwróciła się nakładem 60 mld dolarów. Niemniej, pęknięcie internetowej bańki z nastaniem nowego milenium dramatycznie uszczupliło wartość SoftBanku.
Następnie Son zdecydował się na zakup sieci Vodafone Japan. Inwestycja została zrealizowana w 2006 r. po tym jak założyciel SoftBank przeszedł samego siebie, przekonując do przedsięwzięcia pożyczkodawców. Jego intuicja znów okazała się bezbłędna. Powstające z gruzów imperium Sona szybko odzyskało dawną świetność. W Bloomberg Billionaires Index, rankingu 500 najbogatszych ludzi świata, zajmuje on 60. miejsce, a jego majątek wycenia się na 17,1 mld dolarów.
Dwa lata temu, lecąc nad Zatoką Perską, Masayoshi Son nadawał ostatnie szlify prezentacji poświęconej nowemu funduszowi inwestycyjnemu. Przeglądając dokument, zatrzymał się na slajdzie z proponowanym budżetem. Wynosił on 30 mld dolarów. To około 4 razy więcej niż w przypadku największego dotychczas funduszu venture capital. Dysponowałby on większym majątkiem, niż jakikolwiek fundusz private equity w historii, jednak dla japońskiego biznesmena to wciąż wydawało się zbyt mało. Zmienił na slajdzie docelową wartość funduszu na 100 mld dolarów. Kilka godzin później, na widok astronomicznej kwoty, znajdujący się w gronie potencjalnych inwestorów menedżerowie z państwowego funduszu na Bliskim Wschodzie parsknęli śmiechem. Son kontynuował prezentację, jak gdyby nic się nie stało. I słusznie, bo należący do SoftBank Vision Found zgromadził niebawem prawie 100 mld dolarów, z czego lwia część pochodzi m.in. od Apple, Foxconn, Qualcomm, Public Investment Fund of Saudi Arabia czy rządu Abu Zabi. Spora część pozyskanych pieniędzy, bo aż 65 mld dolarów, powędrowała już do takich startupów, jak Uber, GM Cruise czy Slack. W rozmowie z Bloomberg Businessweek Son zapowiedział, że planuje gromadzić po 100 mld dolarów co 2–3 lata i inwestować 50 mld rocznie. Dla porównania, według National Venture Capital Association, w 2016 r. wszystkie amerykańskie fundusze venture capital zainwestowały łącznie 75,3 mld dolarów.
Kiedy po raz pierwszy Son przedstawił swoją wizję przyszłości, prezentacja pękała w szwach od takich perełek, jak wszczepiane do mózgu chipy, klonowane zwierzęta czy ludzie żyjący w intymnych relacjach z robotami. Dla przeciętnego obserwatora świat według twórcy SoftBanku z daleka pachnie ponurą dystopią. Sona to jednak nie zraża. Krytycy zarzucają mu, że patrzy w przyszłość przez różowe okulary. Wszystkie jego dążenia oparte są bowiem na przekonaniu, że roboty uczynią nas szczęśliwszymi i zdrowszymi. Stąd jego zainteresowanie myślącymi maszynami, które graniczy z obsesją. Świadczyć o niej może ostatnia deklaracja multimiliardera, zgodnie z którą planuje on „poświęcić 97% swojego czasu i mózgu na rozwój nauki w obszarze sztucznej inteligencji”.
Vision Found ma być katalizatorem transformacji, stąd inwestycje funduszu w takie startpy, jak np. WeWork, który Son miał nazwać swoim „drugim Alibabą”. Na pierwszy rzut oka sprawia on wrażenie typowej firmy oferującej przestrzeń coworkingową, gdy jednak zajrzymy głębiej, okazuje się, że u podstaw rosnącego z prędkością światła biznesu leży zupełnie inna filozofia. Jądrem całego przedsiębiorstwa jest oprogramowanie do zarządzania nieruchomościami obejmujące ponad 300 biur na całym świecie. Dzięki rozmieszczonym z rozmachem czujnikom, każdy krok, zarówno gościa jak i najemcy, podlega rejestracji i analizie. Na razie rozwiązanie wciąż znajduje się w okresie testowym, lecz docelowo ma być zaimplementowane we wszystkich nieruchomościach należących do WeWork. Komputer wyłapuje najdrobniejsze szczegóły, które wykorzystywane są później do optymalizacji wyposażenia, wprowadzania zmian architektonicznych lub podejmowania innych decyzji administracyjnych. W jednym z nowojorskich biur, dzięki czujnikom rozmieszczonych przy samoobsługowych ekspresach do kawy, zauważono, że przy urządzeniach robi się zbyt duża kolejka. W oparciu o dane podjęto decyzję o zatrudnieniu baristy. W podobny sposób odkryto, że mieszczące po 20 osób sale konferencyjne najczęściej okupowane były przez kilkuosobowe grupy.
Nowe technologie w WeWork wykorzystywane są nawet do konserwacji przestrzeni biurowej oraz samych budynków. W tym celu firma kupiła oprogramowanie do zarządzania projektami budowlanymi Fieldlens – nie licencję, lecz całą organizację. Za jego pośrednictwem można w każdej chwili zajrzeć do któregokolwiek z pomieszczeń należących do WeWork i z niezwykłą dokładnością przeanalizować jego stan techniczny.
Ogrom środków, jakimi dysponuje fundusz SoftBanku, i doskonałe wyczucie rynku, wzbudzają szacunek u konkurencji, jednak nic nie przeraża jej tak bardzo, jak rozmach, z jakim Son rozdaje powierzone mu zasoby. Podczas gdy pozostałe fundusze, zgodnie z obowiązującymi dotychczas zasadami, dokonują drobnych, spekulatywnych inwestycji w początkowym stadium rozwoju start-upów, po czym zwiększają swój wkład w kolejnych rundach finansowania, jeśli rozwijają się one zgodnie z założeniami. Taki sposób lokowania kapitału, bezpieczny do granic możliwości, zdaje się być dobry dla przezornych księgowych, lecz nie dla twórcy telekomunikacyjnego imperium, który zjadł zęby na ryzykownych, lecz jakże lukratywnych przedsięwzięciach. Można było się spodziewać, że ze sprytem pokerzysty i duszą wizjonera, Son wywróci Dolinę Krzemową do góry nogami, paraliżując konkurencyjne fundusze venture capital. Strategia Vision Found polega na pompowaniu gigantycznych sum w najlepsze start-upy w różnych kategoriach.
Nietrudno się domyślić, że do Masayoshi'ego startupowcy ustawiają się w kolejce, jak fani Apple po nowego iPhone'a. Tyle, że zamiast z najnowszym flagowcem spod znaku nadgryzionego jabłka mogą opuścić posiadłość multimiliardera w kalifornijskim miasteczku Woodside z dealem marzeń – przepustką do sławy i luksusu. Najmniejsze inwestycje Vision Found wynoszą po około 100 mln dolarów, największe liczy się w miliardach. Dla pozostałych inwestorów rozmach, z jakim fundusz SoftBanku finansuje firmy z Doliny Krzemowej, to trudny orzech do zgryzienia. Ciężko im bowiem zgromadzić wystarczający kapitał, by załapać się na najlepsze okazje, a co dopiero – przebić ofertę Sona.
Źródło: DT Makers
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
700 prób kradzieży danych polskich internautów tylko w godzinę! Jak się przed tym bronić?
|
|
|
|
|
|