Julianowi Assange'owi zarzuca się molestowanie i gwałt, ale to, co mógł zrobić Assange, nie wszędzie uznano by za przestępstwo. Teraz pojawiają się doniesienia o tym, że prezerwatywa będąca dowodem przeciwko założycielowi Wikileaks nie zawiera śladów jego DNA.
Za każdym razem, gdy powraca się do sprawy Juliana Assange'a oraz jego ekstradycji, wspomina się o tym, że mógł on się dopuścić molestowania i gwałtu. Rzadziej wspomina się o tym, że czyny, jakich Assange się dopuścił, nie stanowiły molestowania lub gwałtu w tym najbardziej brutalnym, tradycyjnym rozumieniu tych pojęć.
W roku 2010 brytyjski The Guardian dotarł do zeznań Szwedek oskarżających Assange'a o gwałt. Okazało się, że obydwie kobiety dobrowolnie utrzymywały z założycielem Wikileaks kontakty o charakterze seksualnym. Jedna z tych kobiet zeznała, że prosiła Assange'a o założenie prezerwatywy przy zbliżeniu, ale według niej Assange miał uszkodzić prezerwatywę, która potem pękła i w ten sposób doszło do stosunku bez zabezpieczenia.
Druga ze Szwedek twierdziła, że po wspólnej nocy z założycielem Wikileaks ten, wykorzystując, że była jeszcze nie całkiem rozbudzona, nie założył prezerwatywy przy kolejnym zbliżeniu. Kobieta bała się zarażenia chorobą weneryczną i nalegała, by Australijczyk się przebadał.
Wczoraj brytyjski The Mail on Sunday doniósł, że kluczowy dowód w sprawie pierwszej Szwedki, tzn. pęknięta prezerwatywa, nie zawiera śladów DNA Juliana Assange. Informacja ta ma być zawarta w 100-stronicowym raporcie policyjnym, który widzieli prawnicy Assange'a. Jeśli tak istotny dowód w sprawie rzeczywiście nie może być połączony z założycielem Wikileaks, sugeruje to - zdaniem prawników - możliwość manipulacji na niekorzyść Assange'a.
Z rzeczonego raportu wynika też, że ślady DNA Assange'a znaleziono na innej prezerwatywie przedstawionej przez drugą ofiarę, ale policja i tak ma wątpliwości, czy skargi na gwałt w czasie snu są uzasadnione (zob. The Mail on Sunday, Condom used as evidence in Assange sex case 'does not contain his DNA').
Niezwykłe jest to, jak długo ludzie potrafią przechowywać zużytą prezerwatywę, aby potem poddawać ją skomplikowanym badaniom. Szwedki widocznie musiały mieć żal do Assange'a, skoro przezornie zachowały te artefakty, ale jeśli co najmniej jeden z artefaktów nie łączy się z Julianem Assange, to mamy niezwykle głupią sytuację.
Jakby nie patrzeć, zeznania Szwedek doprowadziły do wydania decyzji o kontrowersyjnej ekstradycji, czego następstwem była ucieczka założyciela Wikileaks do ambasady Ekwadoru i uzyskanie azylu politycznego w niezwykle gorących warunkach, w których pojawiła się nawet groźba brytyjskiego szturmu na ambasadę. Jeśli już robi się tyle szumu o pękniętą prezerwatywę, to rzeczywiście byłoby dobrze znaleźć na niej ślady Juliana Assange'a. Jeśli tych śladów nie ma, cała sprawa robi się podwójnie niesmaczna.
Oczywiście nie sugerujemy, że wszystkiemu winne są dwie Szwedki. One mogły rzeczywiście poczuć się dotknięte postępowaniem Juliana Assange'a. Zastanawiająca jest jednak reakcja wszystkich organów ścigania, sądowych i międzynarodowych, które bardziej wydają się dbać o "przytrzymanie Assange'a" niż o rzeczywiste wyjaśnienie sprawy rzekomego gwałtu.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|