Hiszpania i Kanada mogą trafić do Special 301 Watch list - rankingu pirackich państw, którego USA używa, aby wymusić na innych państwach zmiany w prawie. To ciekawe, bo hiszpański kongres przyjął ostrą ustawę antypiracką, a w Kanadzie toczy się przecież proces przeciwko isoHunt.
reklama
O rankingu Special 301 Watch list wspominaliśmy rok temu, kiedy z tego rankingu "pirackich państw" skreślono Polskę. Nasz kraj został doceniony za takie zmiany w prawie i działania policji, które przysłużyły się amerykańskiemu przemysłowi. Indywidualnej ocenie czytelników pozostawiliśmy to, czy jest to powód do radości.
Niebawem poznamy kolejny ranking "pirackich rajów", za którego przygotowanie odpowiada Urząd Przedstawiciela USA ds. Handlu (USTR). Swoje propozycje co do krajów, które powinny zostać ujęte w tym rankingu przedstawiła RIAA - amerykańskie stowarzyszenie przemysłu nagraniowego. Według tej organizacji kraje pozbawione odpowiedniej ochrony praw własności intelektualnej to: Rosja, Chiny, Hiszpania i Kanada.
Rosja i Chiny nawet nie dziwią, ale Hiszpania i Kanada? Przedstawiciele RIAA mówią, że w tym roku skupili się na krajach, w których problemem jest piractwo internetowe. Ich zdaniem Hiszpania jest krajem de facto legalizującym internetowe piractwo, a rząd Kanady "niewytłumaczalnie zużył kolejny rok bez modernizowania swoich praw autorskich, pozostawiając strukturę prawną w miejscu nieadekwatnym do odpowiadania na obecne wyzwania".
Czy wspomniane kraje naprawdę są "rajem piratów"? Nie, ale najwyraźniej nie zmieniały swojego prawa tak szybko i bezproblemowo, jak chciałaby tego RIAA.
W grudniu Dziennik Internautów pisał, że WikiLeaks powstrzymał cenzurowanie sieci w Hiszpanii. Wyszło na jaw, że amerykańska dyplomacja wywierała naciski na hiszpańskich polityków w kwestii prawa autorskiego, grożąc im... umieszczeniem Hiszpanii na Special 301 Watch list. Wynikiem tych nacisków było zaproponowanie kontrowersyjnej ustawy określanej jako "prawo Sinde". Dzięki tej ustawie miała powstać rządowa agenda zbierająca informacje o internautach i blokująca (bez sądu) "pirackie" strony.
Gdy wszyscy dowiedzieli się o naciskach (dzięki Wikileaks), prawo Sinde zostało odrzucone przez komisję gospodarki i finansów w hiszpańskim Kongresie Deputowanych. RIAA chce chyba za to ukarać Hiszpanię. Niepotrzebnie, bo ostatecznie hiszpański Kongres Deputowanych przyjął prawo Sinde, o czym we wtorek informował Elmundo.es (zob. El Congreso aprueba la 'Ley Sinde' con los votos del PP, PSOE y CiU). Hiszpanom grozi więc drakońskie prawo, ale kara w postaci miejsca w "rankingu piratów" może zostać wykonana.
Przypadek Kanady też jest ciekawy, o czym pisaliśmy w DI we wtorek. W Kanadzie toczy się debata na temat zmian w przepisach dotyczących praw autorskich. Uczestnicy sugerujący zaostrzenie prawa mówią, że Kanada jest "pirackiem rajem" i jako przykład podają funkcjonowanie w tym kraju serwisu isoHunt.
Nie zwraca się jednak uwagi na to, że isoHunt został już pozwany przez 26 wytwórni w oparciu o istniejące prawo. W kraju miały miejsce także inne procesy zakończone zwycięstwem przemysłu rozrywkowego. "Piracki raj" w Kanadzie wydaje się tylko złudzeniem i na podstawie tego złudzenia kraj ma być zaliczony w poczet "państw piratów".
RIAA powinna się zastanowić nad zaproponowaniem USA jako "pirackiego raju". W kraju tym nie ma jeszcze takich rozwiązań, jak "prawo Sinde", sądy wydają decyzje korzystne dla użytkowników P2P i co najgorsze... w USA działa wyszukiwarka Google, która kwalifikuje się do zablokowania w związku z naruszeniami praw autorskich.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|