Dane Megaupload nie zostaną skasowane, ale ludzie nadal nie mają do nich dostępu. Czasem są to ważne dokumenty, innym razem bezcenne rodzinne fotografie. Sąd nie śpieszy się z wydaniem decyzji w tej sprawie, a internauci czują się coraz bardziej pokrzywdzeni.
reklama
Zazwyczaj jeśli już mówi się o Megaupload, wspominane są kontrowersje związane z zatrzymaniem Kima Dotcoma, założyciela serwisu. Rzadziej mówi się problemach użytkowników, którzy przechowywali swoje pliki na Megaupload i z dnia na dzień zostali od nich odcięci.
Dostrzegając krzywdę "zwykłych internautów", organizacja Electronic Frontier Foundation (EFF) już kilka miesięcy temu zwróciła się do sądu o umożliwienie internautom odzyskania plików. Sprawy toczyły się jednak gorzej, niż można było przypuszczać. Dane Megaupload obejmują 25 petabajtów danych zebranych na 1103 serwerach, których utrzymanie musi kosztować. Pojawiła się groźba, że dane te zostaną skasowane, bo nikt nie chciał płacić za ich utrzymanie. Mówiąc ściślej - firma Megaupload chciała zapłacić, ale nie mogła tego zrobić z powodu zamrożenia jej środków pieniężnych. FBI też nie chce płacić i zgadza się nawet na skasowanie danych.
Skasowanie danych Megaupload byłoby nie tylko ciosem dla użytkowników, którzy liczą na odzyskanie plików. Byłoby to również zniszczenie dowodów innych niż te, które na użytek śledztwa zgrali sobie funkcjonariusze FBI.
W kwietniu sędzia Liam O'Grady uznał, że dane Megaupload nie mogą być skasowane i wszystkie strony zainteresowane ich pozyskaniem powinny usiąść do stołu, aby znaleźć jakieś rozwiązanie. Do tej pory jednak nie zapadła żadna istotna decyzja w kwestii umożliwienia użytkownikom odzyskania danych.
Serwis TorrentFreak dowiedział się wczoraj od EFF, że negocjacje dotyczące danych do niczego nie doprowadziły. EFF może co najwyżej składać nowe wnioski do sądu, ale postępów jak dotąd nie ma. Wygląda to trochę tak, jakby sąd mało interesował się losem plików cennych dla wielu ludzi. Jeden z prawników Megaupload zauważył, że im większa jest opieszałość sądu, tym większa jest niesprawiedliwość (zob. TorrentFreak, Injustice Continues as Megaupload User Data Negotiations Go Bust).
Na Twitterze możemy znaleźć objawy tego, jak internauci widzą całą sprawę. Ktoś skarży się na utratę dokumentów. Ktoś inny narzeka, że stracił zdjęcia synów zrobione po urodzeniu. Ten człowiek nie wie, czy kiedykolwiek jeszcze te zdjęcia zobaczy. Tymczasem założyciel MegaUpload Kim Dotcom namawia internautów, aby pytali kandydatów na urząd prezydenta USA o możliwość odzyskania swoich danych.
To wezwanie jest ze strony Dotcoma zagraniem, które ma nagłośnić jego problemy, ale jest to również coś więcej. Zagadnienia takie, jak odzyskiwanie dostępu do zatrzymanych danych, nie są na dobre częścią debaty publicznej. Powinno być inaczej. Przecież ten temat interesuje wiele osób. Barack Obama wiele ostatnio mówił o znaczeniu wolnego internetu, ale co powiedziałby o tej sytuacji?
Opieszałość sądu odnośnie tego problemu można odbierać jako lekceważenie sprawy. Władze USA i Nowej Zelandii traktują dane Megaupload jak zwykły balast, bo nie jest on potrzebny do ukarania Dotcoma. Sąd wydaje się takie myślenie podzielać. Tymczasem władze powinny rozumieć, że wchodzenie z butami do czyjegoś domu rodzi pewną odpowiedzialność. Zatrzymanie 25 petabajtów danych również rodzi pewną odpowiedzialność po stronie tego, kto w imieniu prawa te dane zatrzymuje. Jeśli władze tej odpowiedzialności nie chciały, nie powinny zamykać Megaupload.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|