Mieliby oni zostać pozyskani przez FBI w wyniku gróźb postawienia ich przed sądami, które najpewniej orzekłyby wyroki więzienia za popełnione przestępstwa, głównie cyberwłamania. Czy jednak działania FBI są zgodne z prawem?
reklama
Brytyjski dziennik Guardian ustalił w wyniku własnego dochodzenia, że nawet co czwarty amerykański haker może być obecnie informatorem FBI. Według informacji dziennikarzy służbom specjalnym, a także Biuru Śledczemu udało się zastraszyć sporą rzeszę specjalistów komputerowych surowymi wyrokami więzienia, skłaniając ich tym samym do współpracy. Na ich niekorzyść działa także nierzadko słaba znajomość prawa.
"Zwerbowani" hakerzy donoszą więc na cyberprzestępców, zdarza się też jednak na pewno tak, że ofiarami padają zwykli hakerzy, prawa nie łamiący. W sytuacji, gdy ma się wizję długoletniego pobytu w więzieniu, nie zawsze działa się racjonalnie, co sprawia, że część osób niepotrzebnie staje przed obliczem służb specjalnych. Niewątpliwie wydaje się to skutecznym sposobem nie tylko na pozyskiwanie informacji o tym, co dzieje się po ciemnej stronie internetu, ale także na rozprawianie się z grupami przestępczymi.
Otwartym pozostaje pytanie, czy takie działania pozostają w zgodzie z prawem. Co na to Departament Sprawiedliwości? Czy prezydent Barack Obama jest świadom tych praktyk, jeśli są one prawdziwe? Jak na szantaż w tego typu sytuacjach zapatrują się organizacje broniące praw człowieka? Są to ważne pytania, na które amerykańska demokracja musi znaleźć odpowiedzi.
Tymczasem do sieci wyciekły dane dostępowe członków grupy InfraGard z Atlanty współpracującej z Federalnym Biurem Śledczym w zakresie zagrożeń dla infrastruktury internetu. Paul Farley, stojący na jej czele, powiedział agencji AP, że nie jest znana tożsamość włamywaczy. W ich ręce wpadło jednak około 180 kompletów loginów i haseł. Zostały one opublikowane na stronach LulzSecurity grupy, która twierdzi, że stoi za ostatnimi atakami na Sony.
Grupa ta twierdzi ponadto, że wykorzystała jedno z haseł do kradzieży około 1000 maili jednego z pracowników firmy Unveillance LLC. Jak tłumaczy, jest to reakcja na zapowiedź Pentagonu uznania niektórych cyberataków za wypowiedzenie wojny. Amerykanie bowiem coraz poważniej podchodzą do zagadnień związanych z cyberbezpieczeństwem, dostrzegając, że wywierają one coraz większy wpływ na stosunki międzynarodowe.
Konflikty zbrojne wydają się obecnie zdecydowanie mniej prawdopodobne niż jeszcze kilkanaście lat temu. Przestępcy i same państwa odkryły znacznie tańsze i zapewne także bardziej efektywne sposoby "wywierania nacisku" na innych. Groźba odcięcia dostaw energii elektrycznej, zatrucia wody pitnej czy kradzieży poufnych informacji może niedługo zacząć działać równie skutecznie, jak dywizjony czołgów czekające na granicy.
Odpowiednie służby państwowe odpowiadające za bezpieczeństwo prowadzą nieustanny wyścig z czasem, próbując dochować tempa grupom przestępczym grasującym w sieci. Zasadnym wydawać by się w takiej sytuacji mogło skierowanie większych na to funduszy kosztem zbrojeń tradycyjnych. W świetle wydarzeń ostatnich lat proces ten powinien przyspieszyć.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|