Sąd w Pekinie nakazał stronom wypracowanie porozumienia. Amerykańska firma wciąż ma poważne kłopoty z prawami autorskimi i to nawet w Chinach.
Serwis Google Books wzbudza na całym świecie mieszane uczucia. Z jednej strony podkreśla się wkład, jaki może on wnieść do zachowania pisanego dziedzictwa naszej kultury. Z drugiej jednak akcentuje się, że amerykańska firma nie zawsze działa w zgodzie z krajowymi przepisami dotyczącymi ochrony praw autorskich. Można odnieść wrażenie, że firmie się wydaje, iż z racji swej wielkości wszystko jej wolno.
Sądy już jednak takiego podejścia nie podzielają. Najgłośniejszą sprawą był konflikt z amerykańskimi wydawcami. Pod koniec zeszłego roku za Oceanem doszło jednak do porozumienia, które firmę Google kosztować ma 125 milionów dolarów. Z kolei przed tegorocznym Bożym Narodzeniem sąd w Paryżu uznał Google winną naruszenia praw autorskich i nakazał wypłatę odszkodowania - 300 tysięcy euro na rzecz wydawnictwa La Martiniere.
Także i w Chinach dano Google do zrozumienia, że nie może ona bezkarnie skanować książek objętych prawem autorskim. Pisarka Mian Mian domaga się od amerykańskiej firmy odszkodowania w wysokości 61 tysięcy juanów, czyli około 9 tysięcy dolarów. Pozew trafił do sądu w Pekinie, a ten zdecydował, że obie strony mają spróbować dojść do porozumienia - podaje serwis BBC News.
Nie wyznaczył jednak czasu, w jakim pani Mian oraz Google winny się dogadać. To może utrudnić pisarce dochodzenie swoich praw w sądzie - amerykańska firma może zawsze dowodzić, że prowadzi rozmowy i szuka porozumienia.
W przyszłym roku sprawa zapewne znajdzie swój dalszy ciąg, nie tylko zresztą w Chinach. Europa także żywo dyskutuje nad projektem Google, zwłaszcza że realizuje także własny - Europeanę.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*