Niebawem miną 2 lata od burzy wokół ACTA i SOPA, a politycy wciąż robią te same błędy. Wciąż myślą, że mogą sobie pozwolić na nieprzejrzystość, a społeczeństwo uwierzy w jedną z pięciu standardowych wymówek. Warto te wymówki przejrzeć i wyjaśnić, dlaczego społeczeństwo jednak ich nie łyknie.
reklama
Cztery lata temu w polskiej sieci wrzała dyskusja o Rejestrze Stron i Usług Niedozwolonych. Sam rejestr był koszmarnym pomysłem, ale ludzi oburzyło również to, w jak nieprzejrzysty sposób państwo próbowało stworzyć niebezpieczne prawo.
Niebawem miną dwa od burzy wokół ACTA. Był to chyba pierwszy raz, gdy międzynarodowe porozumienie handlowe wywołało tak ogromne zainteresowanie opinii publicznej. Nie chodziło tylko o treść porozumienia, ale o sposób jego tworzenia, całkowicie nieprzejrzysty dla obywateli.
Co się zmieniło po tych latach? Ja uważam, że nic. W drodze mamy kolejne tajne porozumienie (TTIP), a kilka dni temu świat ujrzał wyciek jeszcze paskudniejszego TPP. Ponadto Parlament Europejski pracuje nad nową reformą przepisów w zakresie ochrony danych i ostatnio zdecydowano, że dla naszego dobra do tworzenia tego prawa wybrana będzie procedura szybsza, choć mniej przejrzysta.
Choć unijna reforma ochrony danych nie jest tak tajna, jak TPP czy TTIP, stała się ona dla mnie powodem wielu przemyśleń na temat przejrzystości. Zanim Wam przedstawię efekty tych przemyśleń, pozwólcie, że wyjaśnię ich źródło.
15 października tego roku opublikowałem w Dzienniku Internautów tekst o tym, że reforma ochrony danych może pójść szybszą, choć mniej przejrzystą ścieżką. Krótko po napisaniu tekstu na ten temat pewien pracownik Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji przysłał do mnie e-mail napisany w tonie prawdziwego OPR. Poinformował mnie, że mój artykuł jest nierzetelny, bo przecież tak naprawdę osoby stojące za reformą chcą dobrze, a wszyscy ludzie mówiący o mniejszej przejrzystości są źli albo mają tylko szczątkowe informacje i nie znają się na rzeczy.
Hmmm... napisałem tekst o tym, że istniała możliwość wyboru mniej przejrzystej procedury, a moim zdaniem mniejsza przejrzystość zawsze jest zła. Czy to jest "nierzetelne"? Czy zrobiłem błąd, za który powinienem przypalić sobie ręce żelazkiem? Naprawdę zacząłem sobie zadawać to pytanie.
Jeszcze jakiś czas korespondowałem ze wspomnianym pracownikiem MAC. Generalnie wyjaśniał mi, że nic nie rozumiem i wiele innych osób nic nie rozumie. Ten człowiek naprawdę nie potrafił zrozumieć, że przejrzystość może być dla kogokolwiek ważna w obliczu tak oświeconej reformy!
Oczywiście rozumiem powód tej reakcji pracownika MAC. Jego zdaniem należało poświęcić przejrzystość z powodu presji czasu. Czy to jednak oznacza, że każdy, kto opowiada się za przejrzystością, jest tylko idiotą, który nic nie rozumie?
Potem na ten sam temat rozmawiałem jeszcze z GIODO i stwierdził on, że "Najlepszym sposobem przyjęcia całkowicie spójnej regulacji jest wyznaczenie mędrca, który jednoosobowo przyjmie coś, co reszta bez dyskusji zatwierdzi".
O nie, panowie! Za mędrca to ja dziękuję! Dodam, że bardzo szanuję wspomnianego w tym tekście pracownika MAC. Szanuję obecnego GIODO, ale nigdy się z nimi nie zgodzę w tej kwestii. Uważam, że przejrzystość i społeczna kontrola powinny być nadrzędnymi wartościami demokracji w XXI wieku. Jeśli zaczniemy mówić, że jakieś sprawy wymagają rezygnacji z tych wartości, zmierzamy ku "filozofii ACTA".
Ostatnie lata pokazały, że społeczeństwo informacyjne nie chce "filozofii ACTA". Są jednak politycy będący jej gorliwymi wyznawcami. Łatwo ich poznać, bo zazwyczaj uzasadniają oni brak przejrzystości przy pomocy opisanych poniżej wymówek. Postanowiłem te wymówki zebrać i krótko opisać.
Politycy lubią mówić, że przejrzystość oczywiście jest fajna i potrzebna, ale zaraz potem dorzucają, że... tym razem nie możemy sobie na nią pozwolić. Słyszymy, że porozumienie X musiało powstawać w tajemnicy, bo tak jest wygodniej. Reforma Y mogłaby być bardziej przejrzysta, ale przecież goni nas czas i trzeba skrócić proces! Konsultacje ustawy były dziwnie szybkie, no ale przecież trzeba dostosować prawo do prawa UE i śpieszno nam!
Z moich obserwacji wynika, że społeczeństwo informacyjne nigdy nie wierzy tej wymówce. Dlaczego? Społeczeństwo czuje, że przejrzystość powinna być standardem demokracji, a nie luksusem, na który pozwalamy sobie od czasu do czasu.
Ten argument pada bardzo często, ale oczywiście nie jest sformułowany tak dosadnie. Politycy często mówią, że wiedza ludzi na temat danej sprawy jest zbyt płytka. Często mówią też, że ludzie nie czytali danej ustawy i nie rozumieją jej, bo przecież czytają różne bryki i opracowania, które nimi manipulują.
To prawda, że wielu ludzi sięga po krótkie newsy albo bryki. Nie uzasadnia to jednak braku przejrzystości. Im będzie jej więcej, tym więcej ludzi, stron i organizacji będzie pisać swoje bryki.
Dobrze znamy takie sytuacje. Ludzie mówią, że chcieliby zobaczyć dany dokument. Polityk odpowiada wówczas: "wybaczcie mi, ale ja chcę dobrze". Genialna odpowiedź :-)
Zrozumcie, drodzy politycy, jeśli społeczeństwo chce informacji na jakiś temat, należy dać mu informacje, a nie zapewniać o dobrych intencjach. Wasze intencje większość ludzi ma gdzieś.
NSA działa zgodnie z prawem, więc nie ujawnia tego, co robi. ACTA czy TTIP to przecież zgodne z prawem negocjacje, więc nie możemy wiedzieć, czego dotyczą.
Społeczeństwo informacyjne nie chwyta tego argumentu z prostego powodu - ludzie wiedzą, że prawo nie jest doskonałe. Ludzie oczekują od polityków czegoś więcej niż "zgodności działań z prawem". Oczekują uczciwości.
Czy bycie przejrzystym jest trudne? Nie. Wystarczy po prostu powiedzieć prawdę albo przedstawić dokumenty poświadczające prawdę. W epoce internetu jest to wyjątkowo proste. Wystarczy opublikować na stronie kopię dokumentu albo napisać krótką notatkę i trafi ona do każdego zainteresowanego. Przejrzystość jest prosta.
Przykładem prostego przepisu na przejrzystość jest opisywana w DI idea rejestrów umów na stronach urzędów. Stworzenie takich rejestrów byłoby prawdopodobnie o wiele prostsze niż prowadzenie pseudo-informacyjnej strony rządowej z wielkimi fotkami i notatkami na temat tego, że ministra lub premiera odwiedził Klub Przyjaciół Diabła Piszczałki. Przejrzystość naprawdę nie wymaga kreacji, makijażu i retuszu.
Politykom oczywiście wciąż wydaje się, że społeczeństwo informacyjne XXI wieku woli dostać materiał ładny, zretuszowany i cukierkowy. Mimo to bohaterami dzisiejszych czasów stają się Assange, Manning czy Snowden, którym tej cukierkowości często brakuje.
Czytaj także: Rząd szuka eksperta od dywanów? O potrzebie udostępniania wykazów umów
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Kancelaria z Warszawy chce 550 zł od rzekomych piratów. Rozsyła listy, grozi procesem
|
|
|
|
|
|