Pewien lokalny serwis musi zapłacić 3,5 tys. zł za bezprawne zamieszczenie zdjęcia Czesława Miłosza o wielkości 75x30 pikseli. Czy to dużo? Cóż... autorka zdjęcia przed sądem domagała się większej kwoty. Sprawa z pewnych względów jest bardzo ciekawa.
reklama
Dziennik Internautów pisał w przeszłości o działaniach pewnej fotografki, pani J.P., która występowała do różnych instytucji w związku z naruszeniami praw autorskich do jej zdjęć. W działaniach pani J.P. jedna rzecz jest kontrowersyjna. Fotografka żąda bardzo wysokich odszkodowań za drobne naruszenia. Swoje roszczenia kieruje do niekoniecznie bogatych instytucji publicznych. Przykładowo zdarzało jej się żądać kilkunastu tysięcy złotych od bibliotek, które wykorzystały zdjęcia przedstawiające Czesława Miłosza. Te zdjęcia zostały wykorzystane np. w zaproszeniu na biblioteczne wydarzenie poświęcone poecie.
Generalnie jeśli chcecie wykorzystać jakieś zdjęcia znanych Polaków, uważajcie. Pani J.P. prowadzi ożywioną działalność na gruncie dochodzenia roszczeń z praw autorskich.
Z reguły J.P. żąda pieniędzy niewspółmiernych do naruszenia, co zwiększa efekt zastraszający. Na szczeście sądy wcale nie są skłonne do przyznawania mega-odszkodowań. Pisaliśmy już o wyroku w sprawie pewnej biblioteki, od której sąd zasądził 1.450 zł na rzecz J.P (dopiero w II instancji). To niedużo jeśli zważymy, że przed pójściem do sądu pani J.P domagała się 13.600 zł w ramach "ugody", a potem przed sądem domagała się 9.600 zł.
Szczerze powiedziawszy już samo domaganie się w ramach "ugody" kwoty wyższej niż dochodzona przed sądem świadczy o jednym - ugoda ma służyć uzyskaniu nieproporcjonalnie wysokiej kwoty.
Tak się składa, że w sierpniu Sąd Apelacyjny w Białymstoku wydał kolejny wyrok dotyczący pani J.P. (sygn. akt. I A Ca 334/15). Tym razem chodziło o naruszenie, którego dokonał lokalny serwis informacyjny. Serwis ten zamieścił zdjęcie znanego poety przy informacji o zbliżających się lokalnych wydarzeniach.
Fotografia była niewielkich rozmiarów - zaledwie 75x30 pikseli. Została usunięta zaraz po tym, jak administrator lokalnego serwisu został powiadomiony o naruszeniu.
Pani J.P. domagała się kwoty 8.600 zł. W tej kwocie mieściła się trzykrotność wynagrodzenia (6.600 zł) oraz zadośćuczynienie za doznaną krzywdę (2.000 zł).
Pozwany próbował przekonywać, że do wykorzystania zdjęć doszło w ramach dozwolonego użytku. Podnosił też argument przedawnienia roszczeń. Sąd Okręgowy w Suwałkach nie miał wątpliwości, że do naruszenia jednak doszło i trzeba zapłacić. Zasądzona na rzecz J.P. kwota była jednak niższa od oczekiwanej - "tylko" 5.500 zł. W tej kwocie mieściła się trzykrotność wynagrodzenia (według sądu 4.500 zł) oraz zadośćuczynienie za krzywdę - 1000 zł.
Co ciekawe, obydwie strony sporu zaskarżyły wyrok. Pozwany miał wątpliwości m.in. do sposobu ustalania odszkodowania. Pani J.P. również miała do tego zastrzeżenia i rzecz jasna domagała się zasądzenia na jej rzecz 8.600 zł.
Sąd Apelacyjny uznał, że apelacja powódki jest nieuzasadniona, natomiast na częściowe uwzględnienie zasługuje apelacja pozwanego.
Sąd Apelacyjny uznał, że wynagrodzenie za tak małe zdjęcie mogło wynosić 1.500 zł. Sąd zwrócił też uwagę na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który w czerwcu tego roku uznał za niezgodny z Konstytucją RP przepis pozwalający na żądanie trzykrotności wynagrodzenia. Sąd uznał więc, że pozostaje możliwość dochodzenia dwukrotności "stosownego wynagrodzenia" (2 x 1.500 zł, czyli 3.000).
Ponadto Sąd Apelacyjny uznał, że wystarczająca kwota zadośćuczynienia za doznaną krzywdę wynosi... 500 zł. W uzasadnieniu czytamy, że: "Kwota ta spełnia funkcję kompensacyjną i stanowi dla pozwanego odczuwalną sankcję majątkową".
Kopię wyroku wraz z uzasadnieniem znajdziecie pod tym tekstem.
To kolejny wyrok, który potwierdza szczególnie jedną rzecz. Można sobie żądać grubych tysięcy za drobne naruszenia, ale sąd nie zawsze przyzna takie odszkodowanie. Dlatego jeśli jakiś fotograf chce od Ciebie kilkunastu tysięcy za zdjęcie na blogu, który ma 10 wyświetleń miesięcznie, po prostu nie panikuj. Idź do sądu i nawet przegraj. Może się okazać, że będzie to dla Ciebie tańsze niż początkowo proponowana ugoda.
Spójrzmy teraz na dwa opisane w DI wyroki dotyczące Pani J.P. Pisaliśmy o wyroku SA w Poznaniu (I ACa 68/15). J.P. dostała 1.450 zł, podczas gdy najpierw w ramach ugody chciała kilkunastu tysięcy. Teraz mamy wyrok SA w Białymstoku (I A Ca 334/15) gdzie ostateczna kwota to 3.500 zł zamiast 8600 zł.
Zastanówmy się co by było, gdyby Pani J.P. od początku żądała takich kwot jak te zasądzone. Czy biblioteka zgodziłaby się zapłacić 1.450 zł za naruszenie? Możliwe, że tak. Dyrektorka biblioteki słusznie bowiem uznała, że kilkanaście tysięcy to przesada, nawet jeśli do naruszenia doszło.
Czy właściciel lokalnego serwisu mógłby zapłacić 3500 zł by uniknąć procesu? Być może tak. Nigdy się jednak tego nie dowiemy, bo pani J.P. od początku żąda wysokich kwot.
Ugoda z zasady ma służyć polubownemu załatwieniu sprawy. Chodzi o to, aby dwie strony zgodziły się na pewne ustępstwa. Jeśli natomiast ktoś proponuje ugody za ogromne pieniądze i potem przed sądem wygrywa o wiele mniejsze kwoty, świadczy to o czymś innym niż chęć ugodowego załatwienia sprawy. Można uznać, że to po prostu szczególna forma tzw. copyright trollingu.
Poniżej kopia wyroku SA w Białymstoku wraz z uzasadnieniem. Dokument uzyskaliśmy w trybie dostępu do informacji publicznej.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|