Jak co roku, dyrektor generalny Apple'a otrzymał wynagrodzenie w wysokości 1 dolara. Mimo to Steve Jobs raczej nie musi zastanawiać się, za co zrobić poranne zakupy.
reklama
Któż by nie chciał zarabiać tyle, by starczało na wszystkie zachcianki i jeszcze można było sporo odkładać na przyszłość? Rozwijamy się, dokształcamy, licząc, że doprowadzi nas to do wyższej pensji i satysfakcji z wykonywanej pracy. W niektórych jednak przypadkach wynagrodzenie przestaje odgrywać większą rolę. Znane są przypadki, także i z lokalnego podwórka, samorządowców, którzy widząc trudną sytuację gmin, na rzecz których pracują, zrzekają się pensji bądź też wnioskują o ich obniżenie.
Podobnie sytuacja wygląda w przypadku niektórych firm prywatnych i stojących na ich czele prezesów. Jedną z takich osób jest Steve Jobs, dyrektor generalny Apple'a. Od 1997 roku otrzymuje on wynagrodzenie w wysokości jednego dolara. Nie inaczej było w roku 2010, o czym firma poinformowała właśnie w dokumentach przekazanych nadzorowi giełdowemu.
Nie oznacza to jednak bynajmniej, że Jobs klepie biedę. Posiada około 5,5 mln akcji Apple'a, które na piątkowym zamknięciu giełdy ($336,15) w Nowym Jorku warte były ok. 1,85 mld dolarów. Tylko w zeszłym roku ich kurs wzrósł o 50 procent. Forbes szacuje, że cały jego majątek wart był w 2009 roku 5,1 mld dolarów, co czyniło go wtedy 43. najbogatszym Amerykaninem.
Wokół majątku Jobsa nie brak jednak kontrowersji. Jest on krytykowany za brak działalności filantropijnej i to w sytuacji, gdy wielu innych miliarderów przekazuje spore pieniądze na edukację czy ochronę zdrowia. Rekordowe przychody i zyski Apple'a nie skłoniły go także do przywrócenia w firmie działu zajmującego się działalnością charytatywną.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*