Pamiętacie Romana Dmowskiego z lekcji historii? Ten zmarły już polityk teraz pracuje w ministerstwie cyfryzacji. Tak przynajmniej informuje Komisja Europejska.
reklama
Na stronach Komisji Europejskiej znajdziecie raport dotyczący e-administracji w Polsce. Jest to dokument interesujący z wielu powodów, ale szczególnie ciekawa jest strona 25, która wymienia najważniejsze w naszym kraju osoby od cyfryzacji.
W chwili pisania tego tekstu w dokumencie widzimy coś takiego:
Tak! Z tego dokumentu wynika, że w MAC pracuje Roman Dmowski, współzałożyciel Narodowej Demokracji i polityk generalnie działający w czasach międzywojennych. Wikipedia informuje, że widoczny na obrazku Roman Dmowski zmarł w 1939 roku. Jak na zmarłego trzyma się nieźle - jeszcze ma czas udzielać się w MAC.
No dobrze. Pożartowaliśmy, a teraz na poważnie.
W ministerstwie cyfryzacji naprawdę pracuje Roman Dmowski, ale nie jest do założyciel endecji, tylko podsekretarz stanu odpowiedzialny za sprawy społeczeństwa cyfrowego. Z wyglądu nie jest on ani trochę podobny do historycznego Dmowskiego.
Domyślacie się zapewne, jaki rodzaj pomyłki musiał zajść przy opracowywaniu unijnego dokumentu. Ktoś, kto pisał o polskim MAC, wyszukał sobie w internecie zdjęcie Romana Dmowskiego i wrzucił je do raportu. To zdjęcie nie jest chronione prawami autorskimi (przynajmniej nic o tym nie wiadomo), zatem wygodnie było je wykorzystać. Wyszło dość zabawnie.
Nie piszemy o tym wyłącznie w kategoriach śmiesznej ciekawostki. Ten mały wypadek pokazuje, że w XXI wieku wyjątkowo łatwo jest użyć niewłaściwej informacji. Może to prowadzić do różnych problemów, np. z prawami autorskimi. Akurat w tym przypadku nikt się nie upomni o prawa do zdjęcia, ale przy innych takich wpadkach nie jest to wykluczone.
Można też zacząć pytać o to, kto i w jakim stopniu odpowiada za unijne publikacje. To pytanie całkiem na poważnie zadał prawnik Piotr Waglowski na łamach swojego serwisu Vagla.pl.
- Na razie jest tak, że w wielu przypadkach publikacje „publiczne" są traktowane nieco luźniej. Raczej jako element propagandy politycznej, która „umyka" regulacjom prawnym. Wielu - jak się wydaje: zwłaszcza dysponentom publicznej kasy, która idzie na takie publikacje - nie w smak koncepcja, że oto ktoś konkretnie miałby odpowiadać prawnie za takie publikacje - stwierdza Piotr Waglowski.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że władza ma coraz więcej kanałów informacji - social media, strony internetowe, różnego rodzaju gazetki gminne itd. Kto odpowiada za treści na nich publikowane? Nie wiadomo i obecnie nikt nie chce się nad tym zastanawiać, choć doszło już do takiego wypadku jak obrażenie dziennikarza za pośrednictwem oficjalnego kanału NBP.
Oczywiście niejedna osoba zauważy, że dziennikarze niejednokrotnie popełniają błędy podobne do tego, jaki wypatrzono w unijnym dokumencie. Zgoda, ale nikt nie wątpi w to, że dziennikarz lub naczelny jest za publikację odpowiedzialny. W przypadku wspomnianego dokumentu unijnego widzimy ciekawą niekonsekwencję. Jest on chroniony prawem autorskim (ma notkę "copyright"), ale jego twórcy już na początku zaznaczają, że nie ponoszą odpowiedzialności za błędy. Naprawdę dziwne.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Białystok Offline Party - prawdopodobnie najlepszy networking branży IT na Podlasiu
|
|
|
|
|
|