Prawo do bycia zapomnianym zaczęło obejmować artykuły z Dziennika Internautów. Wiemy, że niektóre nasze teksty nie są ludziom na rękę, ale pierwszy tekst "zapomniany przez Google" naprawdę mocno nas zaskoczył.
"Prawo do bycia zapomnianym" było tylko mglistą ideą, dopóki w maju tego roku Europejski Trybunał Sprawiedliwości nie wydał bardzo zaskakującego wyroku. Okazało się, że Google może być traktowany jako administrator danych i może być zobowiązany do usunięcia pewnych wyników wyszukiwania dotyczących osób, nawet jeśli informacje, do których prowadzą wyniki, zostały opublikowane zgodnie z prawem.
Zaczęto się obawiać, że to "prawo do bycia zapomnianym" będzie po prostu narzędziem cenzury. Praktyka potwierdziła, że Google ma trudności z oceną, który wynik wyszukiwania naprawdę powinien być usunięty. Niektóre linki usuwano po to, by potem je przywrócić.
Spodziewaliśmy się oczywiście, że ktoś zechce usunąć z Google także nasze teksty. Dziennik Internautów nierzadko pisze o nieuczciwych przedsiębiorcach, nieetycznie działających prawnikach, politykach kpiących z demokracji itd. Łatwo nam wskazać takie osoby, którym zależałoby na usunięciu z Google linków do naszych artykułów.
Dziś otrzymaliśmy informację o pierwszym artykule usuniętym z Google z powodu prawa do bycia zapomnianym. Okazało się, że jest to... artykuł o policjancie, który zabił psa na oczach właściciela - zob. Policjant zabił psa na oczach właściciela. Niestety to się nagrało - wideo.
Na pierwszy rzut oka usunięcie artykułu wydaje się zrozumiałe, ale w tym artykule nie wymieniono nazwiska policjanta-psobójcy. Zajrzyjcie do wskazanego artykułu i przekonacie się, że wymienia on tylko nazwisko właściciela psa, który nagrywał policjantów, prowokując ich tym samym do bezsensownej i tragicznej w skutkach interwencji.
Tu należy wyjaśnić, że linki usuwane w ramach "prawa do bycia zapomnianym" nie są blokowane generalnie. Mogą wyświetlać się w Google nadal, w odniesieniu do zapytań innych niż określone przez osoby, które wysłały wniosek o "bycie zapomnianym". Możemy się zatem domyślać, że Google działała w imieniu właściciela psa, choć nie jesteśmy tego absolutnie pewni. Google twierdzi, że nie może ujawnić, które zapytania objęto ograniczeniem.
Brak kluczowych informacji to jedna z największych wad realizacji prawa do bycia zapomnianym. Wiemy, że coś jest usuwane z wyników na czyjś wniosek. Czasem wiemy co, ale nie wiemy dlaczego, na czyj wniosek i skąd właściwie jest to usuwane. W tym przypadku jakakolwiek dyskusja o zasadności usunięcia jest niemożliwa. Możemy sobie zakwestionować decyzję Google, korzystając ze specjalnego formularza, ale Google z góry zastrzega, że nie gwarantuje odpowiedzi na przesłanie formularza (tak wygląda przewidziana procedura odwołania się od decyzji).
Jeśli usunięcie z wyników naszego artykułu nastąpiło na wniosek właściciela psa, to niewiele on osiągnął. Po wpisaniu jego nazwiska do Google możemy ujrzeć masę artykułów na temat zabicia psa i konsekwencji tego wydarzenia. Inna rzecz, że artykuł dotyczył wydarzenia w USA. Amerykanin raczej niewiele osiągnie, blokując pewne wyniki wyszukiwania w UE, a tylko takich wyników dotyczy "prawo do bycia zapomnianym".
Niewątpliwie potrzebna jest dyskusja o prawie do bycia zapomnianym. Google już organizuje serię spotkań międzynarodowej rady ekspertów na ten temat. Jedno z tych spotkań, zaplanowane na 30 września, ma się odbyć w Warszawie. Dla wielu osób będzie to nudzenie o jakichś mglistych kwestiach związanych z prywatnością, ale tak naprawdę będzie to bardzo potrzebna dyskusja na temat naszego prawa do informacji, które w czasach internetu mocno się zderza z prawem do prywatności.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Odpowiedzialność za udostępnienie łącza w Polsce - orzeczenia Sądu Najwyższego
|
|
|
|
|
|