Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Zdobycze Wikileaks pochodzą z sieci P2P, a nie "od źródeł"

24-01-2011, 10:22

Tak uważa firma Tiversa specjalizująca się w przeciwdziałaniu wyciekom przez sieci P2P. Jej zdaniem przynajmniej część dokumentów opublikowanych przez Wikileaks znalazła się wcześniej w sieci P2P, a organizacja stojąca za Wikileaks celowo przeszukiwała sieć, by je znaleźć. Niektórzy prawnicy sądzą, że takie działanie jest odległe od dziennikarstwa i może być w USA ścigane.

robot sprzątający

reklama


Niektóre sieci P2P mogą sprzyjać ujawnianiu informacji, które nigdy nie powinny trafić do internetu. Najczęściej dochodzi do tego, gdy użytkownicy nie zachowują ostrożności przy konfiguracji programu do wymiany plikami. Mogą niechcący udostępnić innym użytkownikom sieci wszystkie pliki ze swojego komputera, a nie tylko pliki z wybranych katalogów.

Firma Tiversa od lat zajmuje się monitorowaniem sieci P2P w celu przeciwdziałania wyciekom. Jej przedstawiciele sądzą, że niektóre dokumenty opublikowane przez Wikileaks były wcześniej dostępne w sieci P2P. Są też powody, aby sądzić, że organizacja stojąca za Wikileaks pobrała te dokumenty bezpośrednio z sieci P2P.

>>> Czytaj: Wikileaks ujawni dane klientów szwajcarskiego banku

Szef Tiversa Robert Boback powiedział agencji Bloomberg, że jego firma, przeszukując sieć na zlecenie amerykańskich agencji rządowych i FBI, zidentyfikowała komputery ze Szwecji, które przeszukiwały dane udostępnione w sieciach LimeWire i Kazaa. Według Tiversa w lutym 2009 r. cztery komputery ze Szwecji dokonały 413 wyszukiwań m.in. dokumentów w formacie MS Excela. Wśród znalezionych dokumentów miały się znaleźć m.in dokumenty dotyczące poligonu Pacific Missile Range.

Przedstawiciele Tiversa twierdzą, że zauważyli, jak szwedzki komputer pobrał plik PDF, który potem pod inną nazwą pojawił się na Wikileaks. Boback mówi, że właśnie w Szwecji znajdują się najważniejsze serwery Wikileaks i stąd domysł, że organizacja nastawiła się na przeszukiwanie zasobów sieci P2P. Bloomberg podaje inne przykłady wycieków Wikileaks poprzedzonych wyciekami w sieci P2P. Według Tiversa nawet połowa dokumentów opublikowanych przez Wikileaks może pochodzić z sieci P2P (źródło: Bloomberg, WikiLeaks May Have Exploited Music, Photo Networks to Get Data).

Inny przedstawiciel Tiversa, Scott Harrer, wskazał serwisowi Computerworld inne przykłady dokumentów najpierw dostępnych w sieciach P2P, a potem opublikowanych przez Wikileaks rzekomo na podstawie informacji od anonimowego źródła. Tak miało być m.in. z wyciekiem dokumentów na temat Microsoft's Computer Online Forensics Evidence Extractor (COFEE). Harrer mówi, że obserwując pliki dostępne w sieciach P2P oraz przecieki Wikileaks, trudno uwierzyć w przypadek (zob. Computerworld, WikiLeaks obtains much secret data from P2P nets, not leaks, firm claims).

Prawnik Juliana Assange'a Mark Stephens, wypowiadający się także w imieniu Wikileaks, zaprzecza temu, co mówi firma Tiversa. Trudno zresztą dyskutować z Wikileaks o źródłach. Jeśli będziemy traktować działalność Wikileaks jako dziennikarstwo, to musimy dać temu projektowi prawo do nieujawniania informacji o źródłach.

Sam fakt pojawiania się pewnych dokumentów w sieci P2P nie musi świadczyć o tym, że Wikileaks wzięła je akurat stamtąd. Możliwe, że niektóre źródła Wikileaks pobrały dokumenty z sieci lub wcześniejsza dostępność w sieci P2P była tylko przypadkiem.

Dyskusja o źródłach Wikileaks to nie tylko kwestia prestiżu projektu. Jeśli Wikileaks rzeczywiście zbiera dane w taki sposób, to można zarzucić organizacji stojącej za projektem, iż nie działała ona całkowicie "dziennikarsko".

Systematyczne pozyskiwanie niejawnych danych przez sieci P2P może być niezgodne z amerykańskim prawem i może być traktowane jak kradzież informacji. Jest to bowiem coś więcej niż ujawnianie informacji pozyskanych od źródeł i publikowanie ich w oparciu o poprawkę do konstytucji gwarantującą wolność słowa. Tłumaczenie, że "informacje były dostępne", nie jest wystarczające, podobnie jak otwarte drzwi do domu nie usprawiedliwiają kradzieży. 

Dzięki firmie Tiversa władze USA mogą mieć dodatkowe powody, aby oskarżyć założyciela Wikileaks. Bloomberg podaje, że Tiversa przekazała swoje ustalenia władzom USA, aby pomóc w śledztwie dotyczącym Wikileaks.

>>> Czytaj: Blokowanie stron WWW teraz w Parlamencie Europejskim


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *