Naczelna Rada Adwokacka wie o problemie, jakim są prawnicy rozsyłający do internautów wezwania do zapłaty za rzekome ściąganie filmu. Co więcej, organizacja chce o tym dyskutować, dostrzega możliwość naruszenia etyki przez adwokatów i nawet proponuje jedno rozwiązanie problemu.
Zaledwie wczoraj Dziennik Internautów pisał o tym, że pewna kancelaria z Warszawy znów rozsyła listy z wezwaniem do zapłacenia 550 zł za rzekome pobieranie filmów. Z informacji, jakie do nas dotarły, wynika, że te listy mogły trafić także do osób, które są pewne swojej niewinności. Mimo to odbiorcy boją się, są zdenerwowani i łatwo to zrozumieć.
Wiele mediów przedstawia działania prawników jako "walkę z piractwem", ale mamy tu raczej inne zjawisko określane jako copyright trolling. Dziennik Internautów śledzi to zjawisko od lat i znajdziecie u nas mnóstwo tekstów opisujących ten problem.
Pod pojęciem copyright trolling rozumiemy taką działalność, w której prawa autorskie są raczej pretekstem do zastraszania ludzi i żądania od nich pieniędzy. To zjawisko jest dobrze znane w innych krajach UE oraz w USA. Zdarzało się już nawet, że prawnicy uwikłani w taką działalność byli dyscyplinarnie karani (m.in. w UK). Zauważcie, że na anglojęzycznej Wikipedii jest hasło copyright troll.
Czy nie zastanowiło Was, skąd jakaś kancelaria adwokacka posiada adresy rzekomych piratów, aby wysyłać do nich pisma? Odpowiem Wam. Taka kancelaria zdobywa adresy IP rzekomych sprawców naruszeń (nie do końca wiadomo jak). Następnie uruchamia postępowanie karne tylko po to, aby uzyskać dostęp do akt prokuratury i z nich wyciągnąć dane osobowe. Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych określił takie działania jako głęboko nieetyczne.
Dochodzi zatem do tego, że prawnicy najpierw nadużywają prawa w celu uzyskania danych osobowych, a potem wykorzystują te dane w celu wysyłania do ludzi propozycji nie do odrzucenia: "zapłać 550 zł albo narobimy ci większych kłopotów". Zastanówcie się teraz, czy to jest działanie godne adwokata? W UK Trybunał Dyscyplinarny Radców Prawnych stwierdził, że jest to raczej "procedura windykacyjna, gdy nie istnieje żaden dług".
Dziennik Internautów już w grudniu ubiegłego roku próbował rozruszać dyskusję o copyright trollingu w Polsce. Pytaliśmy o problem m.in. Naczelną Radę Adwokacką i Ministerstwo Kultury, odpowiedzialne przecież za prawo autorskie.
Ministerstwo powiedziało nam, że nie widzi żadnego problemu. Z kolei rzeczniczka Naczelnej Rady Adwokackiej najpierw obiecała odpowiedź, a potem udzieliła odpowiedzi zdawkowej i dorzuciła kilka uwag o moim nieprofesjonalizmie i "tabloidyzacji mediów". Najwyraźniej nie chciała o tym rozmawiać i uznała, że same moje pytania były niewłaściwe.
Niedawno znów zwróciłem się do Naczelnej Rady Adwokackiej z pytaniami w tym zakresie, ale tym razem odpowiedział mi Bartosz Grohman, zastępca sekretarza NRA. Podziękował mi za zwrócenie uwagi na problem i zapewnił, że NRA chce o tym problemie dyskutować, nie uchylając się od odpowiedzi na pytania.
Następnie Bartosz Grohman napisał mi kilka istotnych rzeczy.
Bartosz Grohman napisał mi również, że jeżeli posiadam wiedzę na temat "takich działań", mogę się zwrócić do Rzecznika Dyscyplinarnego ORA. Dobry pomysł! Mam wiedzę i zrobię to. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Czytelnicy Dziennika Internautów wiedzą, że nie przepadam za copyright trollingiem i niedawno uruchomiłem akcję Copyright Trolling Stop. Jej celem jest zbieranie i udostępnianie wiedzy o tym zjawisku, jednoczenie ludzi przeciwnych trollingowi, zbieranie informacji bezpośrednio od ofiar trolli.
Po wczorajszym tekście na temat działań Anny Łuczak otrzymałem wiadomości od osób, które czują się zastraszane przez tę kancelarię. Niektóre z nich otrzymały pisma z datą 23 czerwca, a więc naprawdę świeże. Dostaliśmy też wiadomości o innych polskich przejawach trollingu i jestem w trakcie sprawdzania tych doniesień.
Na chwilę obecną akcja Copyright Trolling Stop zdobyła poparcie 326 osób na Facebooku (jest też strona na Google+). To zawsze jest jakiś dobry początek i dowód na to, że istnieją ludzie przekonani, iż copyright trolling to bardziej zastraszanie i nadużycia niż walka o dobro twórców. Dzięki tej akcji ofiary trolli zaczynają widzieć, że samo otrzymanie pisma od prawnika nie uczyniło z nich przestępców. Prawnicy chcą swoim ofiarom wmówić, że są one "sprawcami naruszeń" (tak być nie musi). Kancelaria Anny Łuczak chce nawet podpisywania oświadczeń o byciu sprawcą! Odbiorcy listów muszą jednak rozumieć, że w istocie mogą być ofiarami. Łatwiej im to zrozumieć, gdy widzą wsparcie i podobne poglądy u innych.
Zamiar walki ze zjawiskiem copyright trollingu wyraziły organizacje pozarządowe, m.in. Fundacja Panoptykon, Fundacja Nowoczesna Polska, ISOC Polska, Centrum Cyfrowe Projekt:Polska. Nieśmiało podjęliśmy już pewne wspólne działania.
Mam nadzieję, że uda mi się zainteresować tym problemem również organizacje zorientowane na ochronę konsumentów. Spotykałem się też z opiniami, że copyright trolling to właściwie problem dla Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, bo przecież chodzi o zastraszanie ludzi, którzy mogą być uznani za konsumentów. Czy Urząd będzie tego samego zdania? Zobaczymy. Otrzymał od nas pytania w tej sprawie i niebawem poznamy jego punkt widzenia.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Sezon 2013/2014 to dla EastCampa nie tylko czas bicia rekordów liczby uczestników
|
|
|
|
|
|