YouTube potrafi odebrać wynagrodzenie niezależnemu twórcy tylko dlatego, bo jego dzieło zidentyfikowano jako utwór dużego wydawcy. W razie pomyłki twórca będzie domyślnie ukarany, a YouTube nie ułatwia walki z bezpodstawnym roszczeniem.
reklama
To kolejny tekst z cyklu Absurdy własności intelektualnej (AWI).
* * *
Pod koniec ubiegłego roku Dziennik Internautów wyjaśniał w jaki sposób posiadacze praw autorskich mogą zarabiać na cudzych filmach na YouTube. Wystarczy, że stosowany na YouTube system Content ID omyłkowo zidentyfikuje cudze dzieło jako naruszenie praw autorskich. Wówczas, nawet jeśli faktycznie nie doszło do naruszenia, strumyczek pieniędzy za reklamy przy filmie zostaje przekierowany do dużego posiadacza praw autorskich.
System Content ID często się myli, bo nie potrafi odróżnić utworu z licencją na wyłączność od utworu, który może legalnie stosować wielu filmowców. Nie potrafi też odróżnić dozwolnego użytku od naruszenia. Nie potrafi nawet odróżnić dzieł chronionych prawami autorskimi od domeny publicznej. Właśnie dlatego zdarzało się, że kolęda Cicha Noc była identyfikowana jako utwór, do którego prawa ma Warner (sic!).
Najgorsze jest to, że problemy z Content ID nie słabną, choć były już często opisywane i analizowane. Wydaje się nawet, że te problemy się nasilają.
Niezależny twórca Dan Bull opublikował niedawno na Facebooku zrzut z ekranu przedstawiający 18 roszczeń od posiadaczy praw autorskich na YouTube. Roszczenia dotyczyły filmu, który był po prostu parodią. Zdaniem artysty najgorsze jest to, że wielkie wytwórnie nie muszą udowadniać, że te roszczenia były zasadne, podczas gdy artysta musi udowodnić swoją niewinność.
- W sprzeczności z większością zasad prawnych jestem uważamy za winnego naruszenia praw autorskich, wyłącznie na podstawie algorytmicznie wygenerowanych oskrarżeń, bez żadnego udziału człowieka. Do mnie należy udowodnienie swojej niewinności przez proszenie osiemnastu różnych wydawców, przez zautomatyzowany system, do odwołania swoich zautomatyzowanych roszczeń. Każdy z wydawców ma miesiąc na odpowiedź, bez obowiązku zrobienia tego. Nawet jeśli jeden z osiemnastu wydawców powie "nie" to wszystko wraca do punktu wyjścia - napisał Dan Bull na Facebooku.
Dan Bull świetnie wyjaśnił podstawowy problem z systemem Content ID. To nie jest wyłącznie system wykrywania możliwych naruszeń, jak twierdzi Google. W praktyce jest to system wykrywania naruszeń i egzekwowania należności z tytułu praw autorskich, a wszystko odbywa się w sposób zautomatyzowany. Te automaty działają w taki sposób, że wielkie korporacje są w uprzywilejowanej pozycji.
Podkreślmy, że Content ID jest systemem pozwalającym na zarabianie na cudzych dziełach, bez solidnych podstaw. Należy więc powiedzieć wprost, że ten antypiracki system służy do naruszania praw autorskich.
Ciekawe doświadczenia z Content ID ma również polski twórca Łukasz Drobnik, którego problemy z YouTube opisywaliśmy w grudniu. W przeszłości miał on problem z ciągłym zgłaszaniem roszczeń do utworu muzycznego wykorzystanego w filmie. Trzeba zaznaczyć, że Łukasz Drobnik nabył licencję na ten utwór.
Drobnik próbował wyjaśniać tę sprawę z YouTube, ale najwyraźniej jest to przysłowiowe "rzucanie grochem o ścianę".
- Jak się przegapi claima (czyli roszczenie - red.) to kasa z reklam na dlugo spada - przykładowo claim od firmy AdRev (...), zauważyłem jakoś 10.lutego - termin do rozpatrzenia 20 marca ;) i przez ten czas reklamy wiszą - nie wiem gdzie trafia przychód. (...) Zadałem pytania w tej sprawie działowi prawnemu YouTube i o dziwo po 3 tygodniach dostałem odpowiedź - ale niestety bardzo ogólną. Że to system automatyczny, że nie mają wpływu, że jak jest licencja to ok i muszę tego pilnować i - na samym końcu prawie drobnym druczkiem - że jeśli claimów będzie dużo to mogą nałożyć kary na konto... trochę ręce opadają - pisał dzisiaj Łukasz Drobnik w e-mailu do DI.
Niestety na chwilę obecną nic nie wskazuje na to, aby Google przyznała się do błędów w działaniu Content ID. Najprawdopodobniej wynika to z faktu, że firma musi dbać o swoje dobre relacje z wytwórniami muzycznymi. Jeśli te wytwórnie mogą zarabiać na nieswojej muzyce i odbywa się to kosztem twórców niezależnych to... problem nie istnieje.
Być może problem dałoby się rozwiązać, gdyby twórcy z YouTube podjęli w tej sprawie jakieś wyraźne, skoordynowane działania. Może powinni zawiązać stowarzyszenie walczące o ich prawa? Niestety zjednoczenie tak zróżnicowanej grupy nie jest łatwe, ale nie jest też całkowicie wykluczone.
Poniżej piosenka Dana Bulla wzywająca do naprawienia systemu Content ID
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|