USA pomaga Chinom cenzurować internet?
Kiedy świat dowiedział się, że Microsoft na żądanie Pekinu skasował "niepoprawnego" politycznie bloga, sprawa cenzury chińskiego internetu powróciła.
reklama
Cóż jest takiego w sieci, czego boi się rząd Chiński? Powszechnie mówi się, że urzędnicy z Pekinu nie życzą sobie informacji na temat niezależności Tajwanu czy popularnego ruchu religijnego Falun Gong. Władze w Pekinie narzucają firmom dostarczającym internet, jakie treści należy filtrować, zarówno w ruchu z, jak i do sieci.
Największa fala krytyki płynie od osób blogujących i mieszkających poza granicami Chin. Sprzeciwiają się one pomocy, która jest udzielana rządowi w Chinach przez zachodnie firmy informatyczne.
Od dawna zachodnie firmy wspierają w ten czy inny sposób mechanizmy cenzurujące internet w Chinach. Zeszłego roku Yahoo udostępniając dane dot. "niesfornego" dziennikarza Pekinowi przyczyniło się do jego umieszczenia w więzieniu.
Czy Yahoo mogło odmówić ujawnienia informacji o swoim użytkowniku? Zapewne tak, ale jak wtedy potoczyłaby się dalsza działalność portalu na rynku chińskim? Tego typu ciężkie pod względem etycznym decyzje muszą być podejmowane i są ceną za prowadzenie biznesu w Chinach dla każdej firmy, nie tylko dla portalu Yahoo.
Chińscy cenzorzy działający na zlecenie rządu są w stanie dotrzeć i usunąć prawie każdą informację w sieci, która jest publicznie dostępna, a niekoniecznie zgodna z wizją rządzącej partii. I kto powiedział, że nad internetem nie da się sprawować kontroli?