Udostępnianie informacji publicznej przez media nie służy dostępowi do informacji publicznej - uważa mazowiecki Urząd Marszałkowski. Ten sam urząd daje sobie prawo do ograniczania wykorzystania informacji, by bronić ją przed... skracaniem.
reklama
To kolejny tekst z cyklu absurdy dostępu do informacji publicznej w Polsce
* * *
Na początku ubiegłego miesiąca Dziennik Internautów pisał o tym, że Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego (UMWM) próbował użyć praw autorskich, by usunąć z serwisu TVN Warszawa niewygodne dla siebie nagranie z sesji. Sprawa była o tyle kontrowersyjna, że to nagranie powstało za pieniądze podatników i stanowiło informację publiczną. Urząd próbował więc ograniczyć dostępność czegoś, za co podatnicy już zapłacili, co stanowi własność publiczną.
Dziennik Internautów drążył tę sprawę i trafiliśmy na poważny opór biura prasowego UMWM. Przedstawiciele urzędu przyznali, że faktycznie odmówili pewnej telewizji możliwości opublikowania filmu stworzonego za pieniądze podatników. Nie chcieli jednak odpowiedzieć na proste pytanie - czy nie była to informacja publiczna?
Drążyliśmy sprawę dalej i otrzymaliśmy z biura prasowego UMWM dwie kolejne odpowiedzi, które w realiach państwa demokratycznego można uznać za niezwykłe.
Dnia 17 lutego otrzymaliśmy pismo od sekretarza województwa, który stanowczo odmówił odpowiedzi na pytanie: "Czy zdaniem urzędu nagranie nie stanowi informacji publicznej?". Sekretarz województwa Waldemar Kuliński stwierdził, że odpowiedź na to pytanie nie dotyczy spraw publicznych w rozumieniu ustawy o dostępie do informacji publicznej, bo jest to tylko "osobisty pogląd".
Już wcześniej pisaliśmy, że Waldemar Kuliński i UMWM nie bez powodu bronili się rękami i nogami przed odpowiedzią na to pytanie. Taka postawa sprowokowała mnie, by zadać pytania nieco inaczej.
Założyłem z góry, że nagranie z sesji jest informacją publiczną i spytałem Urząd wprost, dlaczego urząd ograniczył możliwość jej ponownego wykorzystania? W tym miejscu chciałbym przypomnieć, że polskie prawo przewiduje możliwość ponownego wykorzystania informacji publicznej.
Odpowiedź urzędu otrzymałem 2 dni temu. Oto pierwszy, istotny fragment.
- W naszej ocenie, umieszczanie fragmentu nagrania na stronie www.tvnwarszawa.pl nie służy realizacji prawa obywateli do informacji publicznej - stwierdziło biuro prasowe UMWM.
Potwórzmy to jeszcze raz. Zdaniem Urzędu umieszczenie nagrania z sesji na stronie komercyjnego serwisu informacyjnego nie służy dostępowi do informacji publicznej! Urząd uzasadnia to stanowisko tym, że przecież nagrania są dostępne na stronie Samorządu Województwa Mazowieckiego, a skoro są dostępne tam, nie muszą być dostępne już nigdzie indziej!
To jest absurd. Trzymając się tej filozofii moglibyśmy dojść do wniosku, że media w ogóle nie powinny publikować treści wytworzonych za pieniądze podatników.
Powyższe stanowisko urzędu jest bardzo niepokojące, ale to nie wszystko.
- Samorząd województwa udostępnia nagrania sesji Sejmiku w całości i oczekuje, iż nikt bez jego zgody nie będzie dokonywał skrótów tego materiału, co może prowadzić do niekontrolowanego zniekształcenia informacji publicznej udostępnianej przez ten Samorząd - napisali przedstawiciele UMWM w odpowiedzi dla Dziennika Internautów.
Wynika z tego, że urząd daje sobie monopol na rozpowszechnianie informacji publicznej, gdyż chce powstrzymać obywateli przed "dokonywaniem jej skrótów". Urząd ignoruje to, że polskie prawo wcale nie daje mu wspomnianego monopolu i wcale nie zabrania "dokonywania skrótów" informacji publicznej.
Przedstawię w tym miejscu opinię dwóch ekspertów, których spytałem o tę sprawę. Pierwszym ekspertem jest Piotr Kister, prawnik w kancelarii Rachelski i Wspólnicy.
- Zgodnie z art. 1 ust. 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej, każda informacja o sprawach publicznych stanowi informację publiczną. Natomiast art. 7 ust. 1 pkt 3 tej ustawy nakłada na (...) organy władzy publicznej (...) obowiązek udostępniania materiałów, w tym audiowizualnych. Mając na uwadze powyższe przepisy, nie ma wątpliwości, co do tego, iż nagrania z sesji rady sejmiku stanowią informację publiczną i podlegają udostępnieniu - uważa Piotr Kister.
Co więcej, Piotr Kister ma wątpliwości, czy nagrania z sesji rady sejmiku faktycznie są chronione prawami autorskimi.
- Nagranie z sesji rady sejmiku nie jest utworem w rozumieniu ustawy, ponieważ nie jest przejawem działalności twórczej. Co za tym idzie, nagrania takiego nie chronią prawa autorskie, w tym prawo do decydowania o udostępnieniu utworu - stwierdza prawnik.
Opinię, która ciekawie uzupełnia tę powyżej, przedstawia Krzysztof Izdebski, prawnik i ekspert Pozarządowego Centrum Dostępu do Informacji Publicznej. Generalnie zgadza się on z tym, że urząd powinien udostępnić nagranie, nawet jeśli byłoby ono chronione prawami autorskimi.
- Zgodnie z art. 23b ust. 3 ustawy o dostępie do informacji publicznej podmiot zobowiązany określa sposób korzystania z informacji publicznych spełniających cechy utworu w rozumieniu ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (...) zapewniający możliwość dowolnego wykorzystywania utworu (...) do celów komercyjnych i niekomercyjnych (...) oraz wprowadzania zmian i rozpowszechniania utworów zależnych. Wynika, z tego, że okoliczność iż nagranie nosi cechy utworu (...) nie ma znaczenia dla sprawy. Powołany przepis stanowi wprost, że urząd ma obowiązek udostępnić takie nagrania do ponownego wykorzystywania - powiedział Krzysztof Izdebski Dziennikowi Internautów.
Powyższe opinie obydwu ekspertów sugerują, że ani sekretarz województwo, ani biuro prasowe UMWM nie mają pojęcia o obowiązkach Urzędu wynikających z ustawy.
Na koniec pozwolę sobie na osobistą opinię. Wielokrotnie w Dzienniku Internautów wyrażałem pogląd, że urzędnicy w Polsce nie są mentalnie przygotowani do pracy w państwie demokratycznym, w którym istnieje jakieś społeczeństwo informacyjne. Urzędnikom zbyt często wydaje się, że informacja publiczna stanowi "własność urzędu" i urząd dysponuje tą własnością wedle własnej woli. Sekretarz województwa Waldemar Kuliński oraz biuro prasowe UMWM dały popis takiej właśnie mentalności.
W tym miejscu przypomnę, że przygotowanie każdego nagrania z sesji kosztuje 688,80 zł. To nie są pieniądze UMWM, tylko pieniądze podatników. Nasze pieniądze. Urząd za te nagrania nie zapłacił. My zapłaciliśmy.
Naprawdę zastanawiam się czemu ma służyć ten samozwańczy monopol na rozpowszechnianie informacji. Czy UMWM ma zamiar jakoś monetyzować treści na swojej stronie, że ogranicza ich dostępność na innych stronach? Po co ograniczać informację publiczną do określonych stron WWW? Po co?
Pamiętajmy, że problem bezsensownego ograniczania dostępu do informacji publicznej w Polsce znacznie wykracza poza UMWM. Nasi urzędnicy albo są gremialnie niekompetentni w tej kwestii, albo udają niekompetentnych. Tutaj pojawia się pytanie - co z tego, że mamy ustawę, skoro przedstawiciele władz nie chcą jej respektować? A może należałoby rozważyć szkolenia dla urzędników, bo oni naprawdę tego wszystkiego nie rozumieją?
Na koniec zamieszczam fragment nagrania, którego rozpowszechnianie UMWM chciał powstrzymać. Czy Urząd pozwie mnie za naruszenie praw autorskich? Jeśli tak, to jestem gotów.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|