Skasowane tweety polityków były zbierane w serwisach Politwoops i Diplotwoops. Twitter zawiesił dostęp do API dla tych serwisów. Działał dla dobra swoich użytkowników, ale czy w przypadku polityków nie powinny obowiązywać inne zasady?
Politycy korzystają z Twittera tak samo jak wszyscy "zwyczajni" ludzie... teoretycznie. W praktyce tweety polityków są uważniej obserwowane i mogą wywołać nawet medialną burzę. Mogą być utożsamiane ze stanowiskami różnych instytucji, a nie tylko osób. Pojawia się pytanie, czy ten szczególny status tweetów politycznych nie powinien wpływać na coś, co moglibyśmy nazwać "prawem do zapomnienia wpisu" na Twitterze?
To pytanie jest obecnie zadawane za granicą w związku z pewnymi decyzjami Twittera. Serwis społecznościowy odciął dostęp do swojego API serwisom Diplotwoops oraz Politwoops. Te serwisy zajmowały się gromadzeniem informacji o takich wpisach polityków, które zostały skasowane. Dziennikarze dość często korzystali z tych narzędzi.
Politwoops narodził się w roku 2010 na hackatonie. Potem był rozwijany przez Open State Foundation. W roku 2014 uruchomiono serwis Diplotwoops, który skupiał się na skasowanych wpisach dyplomatów i ambasad.
W maju tego roku amerykańska wersja Politwoops wstrzymała aktualizowanie wpisów. Był to efekt decyzji Twittera, który odciął serwis od swojego API. W ubiegłą niedzielę Open State Foundation została poinformowana o odcięciu dostępu do API Twittera dla serwisu Politwoops zbierającego informacje o wpisach polityków z 30 krajów. Te kraje obejmują m.in. Francję, UK, Egipt i Tunezję, ale także Watykan oraz członków Parlamentu Europejskiego.
Dlaczego Twitter to zrobił? Open State Foundation twierdzi, że otrzymała następujące wyjaśnienia.
Wyobraźcie sobie jak denerwujące, nawet przerażające byłoby, gdyby tweetowanie było niezmienne i nieodwołalne. Żaden użytkownik nie zasługuje bardziej na taką możliwość niż inny. W istocie kasowanie tweetów jest wyraźeniem głosu użytkownika.
Takiemu stanowisku Twittera nie sposób odmówić pewnej racji. Każdemu z nas może się zdarzyć napisanie czegoś, z czego potem najchętniej byśmy się wycofali. Zwykły użytkownik może skasować tweet. Polityk niekoniecznie.
Z drugiej jednak strony politycy powinni wiedzieć, że są uważnie obserwowani. Powinien ich cechować wyższy poziom ostrożności przy wypowiedziach. Również wszyscy się z tym zgodzimy.
Arjan El Fassed - dyrektor Open State Foundation - uważa wypowiedzi polityków za "część historii parlamentarnej".
- Te wpisy zostały opublikowane i potem usunięte. To co mówią politycy powinno być dostępne dla każdego. Nie chodzi o literówki, ale o unikalny wgląd w to jak wiadomości od wybieranych polityków mogą być zmieniane bez śladu - mówił Arjan El Fassed.
Fundacja zapowiada, że będzie poszukiwania innych sposób na śledzenie wpisów polityków. Jej zdaniem jest to realizacja prawa do informacji przewidzianego w wielu konstytucjach.
Podzielę się z wami osobistym poglądem na ten temat. Dylemat związany z decyzją Twittera ociera się o podejmowany w Dzienniku Internautów problem rządowego Facebooka. Pewne konta w serwisach społecznościowych są oficjalne, inne są nieoficjalne, jeszcze inne są "półoficjalne". Szczególne problem stanowią te ostatnie.
Moim zdaniem jeśli konta są oficjalne, powinniśmy wiedzieć kto zamieszcza tam wiadomości i powinniśmy mieć dostęp do informacji o wprowadzanych zmianach. Niestety obecnie najczęściej nie wiemy kto prowadzi konta oficjalne (i nie możemy wiedzieć, o czym wspominał pewne ciekawy wyrok). Zbieranie skasowanych wiadomości z takich oficjalnych profili byłoby realizacją prawa dostępu do informacji publicznej.
Oczywiście polityk może mieć konto prywatne, ale... co to znaczy "prywatne"? W moim mniemaniu jest to konto od prywatnych spraw. Jeśli polityk wrzuca na to konto swoje zdjęcia z prywatnej wyprawy na ryby, jest to naprawdę jego prywatna sprawa. Jeśli zechce skasować takie zdjęcie, rozumiem to.
Najbardziej problemowe mogą być konta "półoficjalne". Niby osobiste, ale jednak służące do opisywania spraw zawodowych oraz do wpływania na opinię publiczną. Uważam, że istnieją pewne powody do zbierania skasowanych wpisów z takich kont. Podkreślam jednak, że to tylko moja osobista opinia. Problem by nie istniał, gdyby nie istniały takie "półoficjalne" konta.
Decyzja Twittera jest rozwinięciem idei "prawa do bycia zapomnianym". Ta idea sama w sobie nie jest zła, ale staje się kontrowersyjna, jeśli zaczyna dotyczyć spraw bieżących i osób publicznych.
Czytaj także: Filtrowanie internetu obietnicą wyborczą PiS? Oczywiście to dla dzieci!
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|