Pisaliśmy już w DI o koniach trojańskich tworzonych na zamówienie, ale co powiecie na trojana, który sprzedawany jest w pełni legalnie, razem z pudełkiem i instrukcją? Właściwie nie wiadomo czy coraz popularniejszy program Flexi Spy jest szkodnikiem, ale można tak o nim pomyśleć.
reklama
Program Flexi Spy dostarczany jest przez tajlandzką firmę Vervata. Po zainstalowaniu na telefonie komórkowym przechwytuje SMS-y oraz dane o rozmowach i połączeniach internetowych wykonanych z aparatu.
Program reklamowany jest jako narzędzie do pilnowania dzieci lub współmałżonków. Na stronie domowej Flexi Spy w oczy rzucają się referencje "szczęśliwego" użytkownika, który odkrył, że jego żona zdradza go z bratem. Przeczytamy też zapewnienia mówiące o tym, że program nie jest wirusem ani trojanem.
Innego zdania jest firma F-secure, która dodała do swojego oprogramowania funkcje wykrywania i usuwania programu. Prawdą jest, że program w przeciwieństwie do trojanów trzeba zainstalować samodzielnie, ale potem zachowuje się on jak zwykły szkodnik, nie sygnalizując swojej obecności na urządzeniu.
Specjaliści z F-Secure zaznaczają, że program może zostać częściowo wykorzystany przez twórców złośliwego oprogramowania jako rodzaj "furtki". Podobnie było z rootkitem Sony. W założeniach nie miał on służyć szpiegowaniu, ale cyberprzestępcy wykorzystali go do przeprowadzenia infekcji.
Niewykluczone też, że cyberprzestępcy znajdą metodę inżynierii społecznej pozwalającą namówić naiwnych użytkowników do samodzielnego zainstalowania programu.
Program, poza wątpliwościami dotyczącymi bezpieczeństwa, może wzbudzać jeszcze kontrowersje społeczne.
To prawda, że monitorowanie SMS-ów dziecka może służyć ochronie przed coraz częstszym procederem grożenia dzieciom via SMS, ale czytanie wiadomości, jakie siedemnastolatce wysyła jej chłopak, to już raczej niesmaczne naruszanie prywatności. Flexi Spy nie podoba się również organizacjom walczącym z przemocą w rodzinie.