Firma, z którą współpracuję, wykonała niedawno projekt, do którego obsługi zatrudniono na pewien czas kilka osób. Były to głównie prace redakcyjne i logistyczne, a większość wykonywanych czynności była oparta o pracę z komputerem (Word, e-mail, wyszukiwanie informacji na stronach). Współpracę podjęto z kilkoma osobami po studiach lub w trakcie studiów, z dużym doświadczeniem w tego typu pracy, młodymi, nowoczesnymi i dynamicznymi osobami z polecenia. Nie wnikam w merytoryczną ocenę ich wkładu w projekt, który został zakończony sukcesem, skupię się na spostrzeżeniach dotyczących pracy tych ludzi z komputerem.
Ponieważ w firmie jestem najbliżej spraw informatycznych, to do mnie zwykle zwracają się osoby, które mają problem z obsługą programu czy sprzętu. W pełni rozumiem, gdy ktoś niewtajemniczony ma problem z nagraniem płyty albo ze złośliwością edytora tekstu, ale takich "problemów", jak tym razem, jeszcze nie widziałem.
Zacznę od tego, że trzy osoby w pierwszym dniu po wejściu do biura powyłączały innym pracownikom komputery, drukarki, switche i routery. Nowi pracownicy otrzymali firmowe laptopy. Zamiast szukać wolnego gniazdka, aby podłączyć sprzęt do prądu, po prostu... wyciągali pierwszą z brzegu wtyczkę. Pierwsza osoba przychodzi do mnie i mówi: "Sławku, jest awaria, mój komputer działa, ale nie mam internetu i nie działa drukarka i komputer obok". Idę, patrzę, a tam laptop włączony, a pozostałe komputery i sprzęt odłączone od prądu. Przepinam wszystko jak należy, znajduję wolne gniazdko (obok biurka leży wolny rozgałęźnik) i awaria naprawiona. Po chwili kolejny z nowych pracowników robi dokładnie to samo - wypina pierwszą z brzegu wtyczkę i tym razem resetuje dwa pracujące obok komputery. Tłumaczę, co i jak, znajdujemy wolne gniazdko (było obok, w ścianie). Po kilku minutach przychodzi następny nowy pracownik i znowu resetuje dwa komputery.
Inny pracownik przychodzi do mnie i mówi: "Sławku, mamy problem z filmem DVD". Pytam, co to za problem. "Chodź, to sam zobaczysz" - słyszę. Idę, a tam przy laptopie stoi dwóch nowych pracowników i jeden mówi: "Chcielibyśmy teraz wyjąć płytę z laptopa". Wciskam przycisk z prawej strony obudowy, płyta wyskakuje, oddaję ją i słyszę "dziękuję". Ale nie "dziękuję, teraz będziemy wiedzieli jak wyjmować płytę", tylko zwykłe "dziękuję", w domyśle "jeśli znowu będziemy mieli problem z wyjęciem płyty, to też przyjdziemy do ciebie". I miałem rację, po tygodniu znowu tym samym osobom musiałem wyjąć płytę z laptopa. Wciśnięcie przycisku na obudowie komputera w celu wysunięcia tacki z płytą to zbyt skomplikowana czynność dla młodych, nowoczesnych osób na co dzień pracujących z komputerem.
Ciągłe problemy z Wi-Fi. "Sławku, mój laptop przestał się łączyć z Wi-Fi, przed chwilą działało, a teraz mam komunikat, że połączenie z siecią niedostępne". Idę, patrzę i widzę, że na obudowie jest fizycznie przesunięty przełącznik na pozycję "wifi off". Włączam go i mówię pracownikowi, że sam musiał to wyłączyć palcem (nie da się tego zrobić przypadkiem, np. łokciem). Odpowiedź: "Ja nic tutaj nie przełączałem!". Inny stały problem: "Próbuję się połączyć z Wi-Fi, ale mi pisze, że hasło nieprawidłowe" (hasło przepisywane z kartki). Podchodzę, wpisuję hasło, jest połączenie bez problemu.
Dwie osoby przychodzą do mnie i proszą, żebym zadzwonił do jakiejś zewnętrznej firmy, która prosi o jakiś zapętlony spot telewizyjny, którego nie mamy, i ogólnie nie wiadomo, o co chodzi. Tradycyjnie "zadzwoń do nich, proszę, bo ty lepiej się znasz na tych sprawach". Dzwonię, a tam pani mówi: "Kilka razy tłumaczyłam tym ludziom, ale powtórzę jeszcze raz panu: proszę o dostarczenie mi pliku jpg z plakatem projektu, może być mailem na mój adres". Wysłałem plik jpg, kolejna sprawa załatwiona.
Zakładam nowym pracownikom konta pocztowe. Każdemu tworzę hasło typu "ania123", bo czuję zbliżające się problemy. Po krótkim czasie dostaję od jednej z osób maila wysłanego z prywatnej skrzynki o treści: "Sławku, jest jakiś problem z pocztą, jak kopiuję hasło z maila otrzymanego od ciebie, to mogę się zalogować, ale jak wpisuję to hasło ręcznie, to już nie mogę, próbowałam wiele razy i nie mogę się zalogować. Każdorazowe otwieranie twojego maila, żeby skopiować hasło do poczty, jest czasochłonne, czy mógłbyś to jakoś naprawić?" Odpisuję, że hasło trzeba przepisać dokładnie, litera po literze, cyfra po cyfrze. Potem sprawdzam na serwerze i widzę, że pracownica po mojej instrukcji wreszcie się zalogowała.
"Czy mógłbyś podejść? Mam problem z komputerem, nic się nie wyświetla na ekranie". Nietrudno zgadnąć, że monitor był wyłączony, wystarczyło wcisnąć przycisk na obudowie.
Na łopatki rozłożył mnie jeden z ważniejszych nowych pracowników. Naprawdę obrotna osoba, pracująca w oparciu o pocztę i Worda. Przychodzi do mnie z laptopem i mówi: "Sławku, czy mógłbyś mi przypomnieć, jak zrobić, żeby wycentrować tekst w dokumencie?". Klikam w ikonę centrowania. "Aaa, to takie proste, dziękuję!"
Pojawia się prośba o usunięcie awarii z pocztą, bo maile nie dochodzą do skrzynki pracownika. Sprawdzam i widzę, że wszystko w porządku, wysyłam od siebie maila testowego - doszedł bez problemu. Pytam, o co chodzi i słyszę: "Bo zwykle rano dostawałem kilka maili, a dzisiaj od dwóch godzin nic nie przyszło". Ten problem z pocztą pojawiał się najczęściej - gdy tylko przez dłuższą chwilę nie było nowych maili, miałem zgłaszaną awarię.
Drugi częsty problem z pocztą to faktycznie niedochodzące maile. Jak się okazało, pracownicy nie przejmowali się, czy wstawić w adresie ".pl" czy ".p", czy po prostu nie wpisać końcówki. W przedrostku maila również nie miało znaczenia, czy jest tam "nazwisko@", czy "nazwiskooo@". Awaria zgłoszona, trzeba naprawiać.
Tylko moja wrodzona cierpliwość pozwalała mi patrzeć, jak te osoby pracują na laptopach. Żadna nie potrzebowała myszki, "bo touchpad jest najlepszy". Proszę sobie wyobrazić pracę z Wordem lub Excelem przez osobę, która nie zna skrótów klawiszowych i wszystkie pogrubienia, zaznaczanie tekstu czy operacje na komórkach wykonuje, machając palcem (włącznie z kopiuj/wklej wybieranego zawsze z górnego rozwijanego menu). Ale to jeszcze nic. Gorsze było pisanie jednym palcem na klawiaturze, a najgorsze, co zobaczyłem, to sposób wchodzenia na strony internetowe (tyczyło się to połowy nowych pracowników). Gdy ktoś ma potrzebę wejść na stronę Onetu, wpisuje zwykle w pasku adresu przeglądarki "onet.pl". Zaobserwowałem, że połowa ludzi wchodziła najpierw na stronę Google, tam w polu wyszukiwania wpisywano frazę "onet.pl", wciskano "szukaj", a następnie klikano w pierwszy link na liście wyników wyszukiwania i to obojętnie, czy był to Onet, NK, Facebook czy Youtube.
Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy do momentu, gdy dwóch nowych pracowników zastanawiało się, jak włożyć zszywki do zwykłego biurowego zszywacza. Na koniec po prostu go zepsuli, wyginając pod kątem 90 stopni środkową część zszywacza - stalowy pojemnik na zszywki. Nie wiem, jak to możliwe, ale zapewniam, że na własne oczy to widziałem.
Wszyscy wymienieni pracownicy siedzą w internecie, mają konto e-mail i profile na Facebooku, NK, Goldenline lub MySpace.
Na co dzień współpracuję z ludźmi, którzy mają tylko podstawowe pojęcie o komputerach, ale mają problemy typowe (komputer się zawiesza, skrzynka pocztowa się zapełniła, nie można otworzyć jakiegoś pliku w dziwnym formacie). To, co wyżej opisałem, spotkało mnie po raz pierwszy i nawet nie wiem jak podsumować ten wpis. Proponuję czytelnikom zrobić to w komentarzach. :-)
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*