Skrócić okres ochrony dzieł, zapewnić swobodę linkowania, dostosować zasady cytowania do współczesnych mediów - takie propozycje przedstawiła europosłanka Julia Reda w projekcie sprawozdania przedstawionym w Parlamencie Europejskim. To może być początkiem takiej reformy praw autorskich, która wreszcie uwzględni potrzeby ludzi w XXI wieku.
reklama
Od dawna mówi się o tym, że Unię Europejską czeka reforma praw autorskich. O tej reformie dużo mówiono po sprawie ACTA i zapowiadano liberalizację prawa. Potem sprawa jakby przycichła, a Komisja Europejska jakby zapomniała o obietnicach.
W lipcu ubiegłego roku opublikowano raport z konsultacji społecznych i jedna rzecz stała się jasna - prawo autorskie jest przedmiotem poważnego społecznego konfliktu. Wydawcy chcieliby pozostawić prawo takim jakie jest. Zwykli ludzie i nawet niektórzy twórcy, oczekują poważnych zmian idących w kierunku przeciwnym niż dotychczas.
Oczywiście ten społeczny konflikt mógłby być przemilczany, ale tak się nie stanie. W Parlamencie Europejskim trwają pracę nad sprawozdaniem dotyczącym dyrektywy z 2001 roku, która niegdyś miała dostosować prawo autorskie do świata cyfrowego. Projekt sprawozdania przygotowała Julia Reda, jedyna obecnie przedstawicielka Partii Piratów w PE.
Przedstawiając dokument Julia Reda powiedziała, że unijna dyrektywa z 2001 roku w rzeczywistości zablokowała wymianę wiedzy i kultury w granicach UE. Projekt Julii Redy proponuje bardziej otwarte podejście do prawa autorskiego i jest zgodny z pewnymi pirackimi ideałami. To nie oznacza, że projekt nawołuje do okradania artystów. Po prostu europosłanka proponuje takie podejście do prawa autorskiego, które uwzględnia potrzeby zwykłych użytkowników internetu.
Kopię projektu Julii Redy znajdziecie na stronie Parlamentu Europejskiego oraz pod tym tekstem. Wskażemy na ciekawsze elementy sprawozdania.
Już na samym początku projektu zaznaczono, że w unijnych konsultacjach na temat prawa autorskiego większość "końcowych użytkowników" zwróciła uwagę na problemy z dostępem do dzieł. Wynikają one m.in. z zabezpieczeń technologicznych, które mają egzekwować ograniczenia terytorialne. To bardzo dobrze, że projekt zwraca uwagę na potrzeby i problemy odbiorców dzieł.
W dalszej części sprawozdania zwrócono uwagę, że autorzy i wykonawcy muszą mieć zapewnioną prawną ochronę i trzeba też uznać rolę wydawców. Niemniej prawo powinno służyć odpowiedniemu wynagradzaniu wszystkich tych grup, co powinno oznaczać wzmocnienie pozycji autorów i wykonawców w odniesieniu do pośredników.
Projekt zwraca też uwagę na konieczność zabezpieczenia dzieł będących w domenie publicznej. Co więcej, mówi o potrzebie zapewnienia posiadaczom praw możliwości zrzekania się tych praw i przenoszenia dzieł do domeny publicznej.
Projekt zachęca też do przyjęcia takiego okresu ochrony dzieł, jaki jest ujęty w konwencji berneńskiej - czas życia autora plus 50 lat. Obecnie dzieła są chronione 70 lat po śmierci autora, a czasem słyszymy propozycję chronienia ich nawet przez 100 lat.
Jeśli chodzi o wyjątki w prawie autorskim to projekt zwraca uwagę m.in. na swobodne linkowanie. Zdaniem Julii Redy linkowanie jest jednym z budulców internetu i dlatego prawo powinno jasno mówić, że odsyłanie do dzieł nie jest przedmiotem praw wyłącznych. Sprawozdanie zwraca też uwagę na potrzebę takiej harmonizacji wyjątków, aby obywatele mieli świadomość co jest dozwolone. Wzywa do bardziej elastycznego interpretowania wyjątków i ograniczeń w prawie autorskim. Zauważmy, że dzisiaj posiadacze praw autorskich idą w drugą stronę, próbując "doprecyzować" granice wyjątków, a więc wprowadzić ich sztywną interpretację (ostatnio krok w tym kierunku zrobili polscy wydawcy prasy).
Projekt Julii Redy odnosi się też do takich problemów jak DRM, wykorzystanie danych z sektora publicznego (re-use), parodie i karykatury cytatów, szacowanie szkód posiadaczy praw autorskich w odniesieniu do prywatnego użycia dzieła itd. Najogólniej rzecz biorąc Julia Reda proponuje, aby ułatwiać dostęp do dzieł i nie krępować normalnego korzystania z nich.
Zazwyczaj przy dyskusjach o prawie autorskim politycy lubią mówić, że "ludzie nie rozumieją prawa". Julia Reda się z tym zgadza, ale w przeciwieństwie do polityków starszej daty, nie uważa ona tego za argument do bronienia prawa.
- Zdolność zrozumienia prawa jest kluczem dla jego zaakceptowania i legitymizacji. Obecnie powszechne jest to, że osoby indywidualne, firmy i nawet publiczne instytucje nie rozumieją prawa wynikającego z implementacji Dyrektywy z 2001 roku - czytamy w sprawozdaniu.
Mamy ciekawy projekt i co dalej? Będzie on przedmiotem głosowania w komisjach Parlamentu Europejskiego. Potem trafi pod głosowanie na posiedzeniu plenarnym. To może się odbyć w maju. Julia Reda liczy na wsparcie obywateli, aby w czasie prac nad projektem nie osłabiono niektórych zapisów. Jeśli Parlament Europejski przyjmie ten projekt, może to być początek prawdziwie nowoczesnej reformy praw autorskich.
Przy okazji warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy.
Trzeba pochwalić Julię Redę nie tylko za raport, ale także za sposób jego opublikowania. Europosłanka przedstawiła na swoim blogu dość dokładne informacje o spotkaniach z lobbystami. To bardzo ciekawa praktyka, którą powinni stosować inni politycy. Co ciekawe, większość lobbystów spotykających się z Julią Redą stanowili przedstawiciele posiadaczy praw autorskich.
Druga ciekawa rzecz - Komisja Europejska też bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z konieczności reformowania praw autorskich. Wczoraj opublikowano ciekawe przemówienie Andrusa Ansipa, wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej. Mówił on o potrzebie stworzenia jednolitego unijnego rynku cyfrowego i zwrócił uwagę na niektóre problemy poruszone przez Julię Redę.
- Jest bardziej niż frustrujące, kiedy nie możesz uzyskać dostępu do materiałów online - muzyki, filmów, czegokolwiek za co zapłaciłeś - kiedy podróżujesz do innego kraju i nagle masz to zablokowane - mówił Ansip.
Oczywiście Julia Reda może się kierować głównie interesami wyborców, a Komisja Europejska chce dbać o jednolity rynek cyfrowy. Niemniej pewne dążenia mogą okazać się tutaj zbieżne.
Oczywiście musimy mieć na uwadze, że wielu ludzi zechce wykorzystać tę reformę w celu zabetonowania sytemu praw autorskich. Nie jest tajemnicą, że komisarz Günther Oettinger chciałby przy okazji tej reformy wprowadzić podatek dla Google, który najwyraźniej byłby opłatą za treści gazet w usługach giganta.
Poniżej, dla zainteresowanych, kopia sprawozdania Julii Redy.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|