Seagate odda klientom w USA część pieniędzy
Jeden z największych światowych producentów dysków twardych zaoferował zwrot 5 proc. ceny zakupionego dysku wszystkim amerykańskim nabywcom, którzy poczuli się oszukani różnicą między deklarowaną a rzeczywiście dostępną pojemnością nośnika.
Dwójka amerykańskich konsumentów, Michael Lazar i Sarah Cho, pozwali w 2005 r. firmę do sądu w San Francisco za podawanie błędnych informacji o swoich produktach. Chodzi o pojemność kupowanego dysku, która mniejsza jest o 7 proc. niż ta deklarowana przez Seagate.
Różnice wynikają ze sposobu przeliczania jednostek przez producentów sprzętu, gdzie 1,000,000,000 bajtów = 1,000,000 kilobajtów = 1,000 megabajtów = 1 gigabajt. System podaje natomiast wielkości w binarnych gibibajtach, gdzie 1,000,000,000 B = 976,562.5 KiB = 953.67 MiB = 0.93 GiB (utarła się jednak błędna nazwa GB, co wykorzystują producenci dysków).
Tym samym, o ile w przeszłości (przy mniejszych pojemnościach dysków) różnice nie były jeszcze tak odczuwalne, o tyle w przypadku nośników o deklarowanej wielkości 100 GB otrzymujemy "oficjalnie" już o 7.3 GB mniej, natomiast przy dyskach 500 GB "znika" nam aż 35 GB.
Konsumenci zarzucili więc firmie wprowadzanie klientów w błąd, domagając się odszkodowania i zaprzestania powyższych praktyk. Ostatecznie producent poszedł z pozywającymi na ugodę.
W jej ramach każdy nabywca, który między 22 marca 2001 a 26 sierpnia 2007 zakupił dysk Seagate, może złożyć wniosek do firmy o zwrot 5 proc. wydanej sumy, bądź nieodpłatne dostarczenie programu do odzyskiwania danych z dysku.
Oferta ograniczona jest tylko do tych, którzy zakupili sprzęt od "autoryzowanych sprzedawców Seagate na terenie Stanów Zjednoczonych". Niektórzy analitycy uważają jednak, iż ugoda z San Francisco jest tylko początkiem i podobnych spraw można się spodziewać również na innych światowych rynkach.
Przypadek Seagate jest też sygnałem ostrzegawczym dla innych producentów, stosujących podobne standardy w przeliczaniu jednostek pojemności swych produktów.