Postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie faszystowskiej strony Redwatch zostało opublikowane w serwisie Wikileaks.org. Dokument powinien zainteresować wszystkich, którzy chcą wiedzieć dokładnie, dlaczego polskie organy ścigania, tak skuteczne w zamykaniu niektórych witryn, nie mogą sobie poradzić ze stroną nawołującą do przemocy.
O serwisie Wikileaks.org pisaliśmy w ubiegłym tygodniu, wspominając o archiwum wiadomości z pagerów z dnia 11 września 2001 r. Teraz witryna, znana z publikowania istotnych dokumentów, zawiera coś szczególnie ważnego dla Polaków – postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie osób powiązanych z neonazistowską grupą "krew i honor".
Wspomniana grupa zajmuje się publikacją danych osobowych ludzi otwarcie walczących z faszyzmem lub wyrażających sympatię dla innych narodowości i homoseksualistów. Stworzone przez nią strony internetowe nawoływały do przemocy wobec osób z listy. Zawierały też teksty propagujące faszyzm, przedstawiały Hitlera jako bohatera i zapewniały, że czasy narodowego socjalizmu nie minęły.
Słyszeliśmy już o zatrzymaniu osób związanych z Redwatch, ale przestępcza strona działa nadal. W ubiegły czwartek Gazeta Wyborcza podała, że polski wymiar sprawiedliwości umorzył śledztwo w jej sprawie. Powodem – według Gazety – była niedostateczna pomoc ze strony amerykańskiej.
Tu trzeba zaznaczyć, że strony Redwatch działają na amerykańskim serwerze i uzyskanie informacji o ich administratorach wymaga współpracy strony amerykańskiej. Ta odmawia, powołując się na Pierwszą Poprawkę do Konstytucji. Dodatkowo bezkarności faszystów sprzyja fakt, że od dłuższego czasu nie było ataku na osoby wymienione na liście Redwatch. Więcej na ten temat w tekście Piotra Machajskiego pt. Nie ma siły na faszystów w sieci.
Artykuł w GW to jednak nie wszystko. Więcej szczegółów sprawy można poznać, zaglądając do Wikileaks.org, gdzie opublikowano postanowienie o umorzeniu śledztwa. Dokument ma 30 stron, zawiera dane osobowe związanych ze sprawą osób i inne istotne informacje.
Z dokumentów wynika m.in., że polskie władze zdają sobie sprawę z tego, iż atak na Macieja D. (jednego z antyfaszystów wymienionych na liście) miał związek z działalnością strony Redwatch. Strona amerykańska udzieliła pomocy tylko w ograniczonym zakresie i nie ma dowodów na to, aby popełniono kolejne przestępstwa zagrażające życiu i zdrowiu, które stanowiłyby przestępstwa także w USA. To dopiero byłoby podstawą do udzielenia pomocy.
W postanowieniu można poczytać o zeznaniach różnych osób, przeszukaniach i powołaniu biegłych. Nie wszystkie osoby z listy Redwatch mogły potwierdzić, że kierowane do nich groźby miały związek z działalnością strony. Generalnie podjęte przez polskie władze czynności nie pozwoliły na przedstawienie zarzutów, bo nie dało się ustalić, kto redagował faszystowskie strony, kto groził itd.
Dokument potwierdza też, że Departament Stanu USA odmówił zablokowania strony internetowej, powołując się Pierwszą Poprawkę gwarantującą wolność wypowiedzi. Według polskiego prawa odpowiedzialność za czyn popełniony za granicą jest możliwa, jeśli czyn uznawany jest za przestępstwo również w miejscu jego popełnienia. W USA takie propagowanie treści faszystowskich przestępstwem nie jest. Można powiedzieć, że wolność słowa zwyciężyła... niestety w tej sytuacji to nie jest pocieszające.
Więcej na ten temat na stronie Wikileaks.org.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|