Piosenka "Happy Birthday to You" jest chroniona prawami autorskimi i generuje ogromne przychody. Niestety może się okazać, że te prawa autorskie były jedną wielką pomyłką. Sprawa jest przed sądem, a w grę wchodzą "omyłkowo" pominięte dowody i odkrycia godne scenariuszu filmowego.
reklama
To kolejny tekst z cyklu "absurdy własności intelektualnej".
* * *
Dziennik Internautów kilka lat temu pisał o pewnej ciekawostce z zakresu praw autorskich, która wciąż zaskakuje wielu ludzi. Popularna piosenka "Happy Birthday to You" jest chroniona prawami autorskimi! Instytucje takie jak ZAIKS mogą się domagać pieniędzy za odtwarzanie tej piosenki np. w prywatnych szkołach językowych.
Jest też druga ciekawostka - prawa autorskie do piosenki "Happy Birthday" stanowią kwestię dyskusyjną.
Powszechnie przyjmuje się, że autorkami piosenki są Siostry Patty Hill oraz Mildred Hill, które stworzyły piosenkę "Good Morning to All". Dopiero później melodia tej piosenki została zestawiona ze słowami "urodzinowymi". Można się spotkać z opiniami, że siostry wykorzystały idee podobnych XIX-wiecznych piosenek o takich tytułach jak "Happy Greetings to All" czy "Good Night to You All".
Piosenka "Happy Birthday" została zarejestrowana jako dzieło chronione w roku 1935. Prawa posiadała firma Summy Company. W wyniku przejęcia firmy ostatecznym właścicielem praw stała się firma Warner/Chappell Music.
W roku 2008 Warner miał zebrać 2 mln dolarów z tytułu opłat za "Happy Birthday". Urodzinowa piosenka jest naprawdę cenną własnością intelektualną.
W roku 2010 badacz o nazwisku Robert Brauneis opublikował artykuł poddający w wątpliwość prawa autorskie do piosenki. Ten artykuł został podparty dwustoma dokumentami znalezionymi w sześciu archiwach w USA. Brauneis miał wątpliwości co do autorstwa słów. Poza tym poddawał w wątpliwość, czy właściciele praw autorskich prawidłowo zabezpieczyli prawa do swojego dzieła. Możliwe, że piosenka nawet była chroniona w jakimś okresie, ale ta ochrona mogła już wygasnąć.
Ustalenia Brauneisa były na swój sposób szokujące. Okazało się, że Warner sporo zarabia na "własności intelektualnej", która tak naprawdę powinna stanowić własność publiczną.
W roku 2013 temat podjęła reżyserka Jennifer Nelson, pracująca nad filmem dokumentalnym o historii piosenki. Wystąpiła ona do sądu z zamiarem udowodnienia, że piosenka "Happy Birthday" powinna być w domenie publicznej. W tym miejscu możemy zakończyć wstęp historyczny i przejść do czegoś, co jest najnowszym newsem.
Spór sądowy o prawa do "Happy Birthday" właśnie dobiega końca. Kolejne przesłuchania przed sądem są planowane na dziś. Wydawało się, że nic szczególnego już się nie wydarzy i sędzia wyda wyrok. Nagle jednak coś się wydarzyło, dosłownie na "pięć minut przed końcem".
Prawnicy Jennifer Nelson poinformowali sąd, że dopiero 13 lipca tego roku Warner dał im dostęp do 500 stron dokumentów, wśród których było około 200 stron dokumentów wcześniej "omyłkowo" nieujawnionych. Już samo to brzmi bardzo ciekawie. Prawnicy kwestionujący prawa do piosenki otrzymali istotne dokumenty z dużym opóźnieniem.
Co więcej, wśród tych dokumentów była publikacja z roku 1927, w której dziwnym trafem zamazana była jedna linijka tekstu pod tytułem piosenki. Cały dokument był czytelny, ale ta jedna linijka nie. Wyglądało to tak.
Prawników Jennifer Nelson bardzo zaintrygowało to odkrycie i ta linijka. Zaczęli oni szukać wcześniejszych wydań tego śpiewnika i znaleźli je w archiwach The University of Pittsburgh. To było wydanie z roku 1922, gdzie na szczęście linijka pod tytułem nie była całkiem zamazana. Jej treść brzmiała tak: "Special permission through courtesy of The Clayton F Summy Co"
Teraz należy zadać pytanie, czy ta przypadkowo zamazana linijka z omyłkowo nieujawnionego dokumentu miała jakieś znaczenie? Prawnicy Jennifer Nelson uważają, że tak.
Linijka pod tekstem wskazuje na publikację za zgodą firmy Summy, ale bez wzmianki o zastrzeżeniu praw autorskich. W tej sytuacji i w świetle amerykańskiego prawa są pewne powody, by sądzić, że słowa "Happy Birthday" już wcześniej przeszły do domeny publicznej. Prawnicy Jennifer Nelson uważają też, że taki sposób opublikowania piosenki może potwierdzać, że prawa autorskie z 1935 roku dotyczą tylko opracowania piosenki na fortepian przez pracowników Summy.
O tej sprawie informuje m.in. The Hollywood Reporter, który przedstawił także kopie dokumentów sądowych. THR donosi też, że Warner już odpowiedział na te najnowsze dowody. Zdaniem Warnera publikacja z 1922 roku mogła mieć miejsce bez wiedzy sióstr Hill. Ponadto zdaniem Warnera firma Summy Co. nie musiałaby zabezpieczać praw do piosenki "Happy Birthday to You" w roku 1935, gdyby już wcześniej miała licencję lub gdyby dzieło weszło do domeny publicznej.
Warner zapewnił też, że nie ukrywał żadnych dokumentów w złej wierze.
Decyzja sądu w tej sprawie ma dopiero zapaść. Już teraz cała ta sprawa jest dobrym scenariuszem na film, nie tylko o piosence, ale także o poszukiwaniu prawdy na temat praw do tej piosenki. W grę wchodzi "własność intelektualna" o ogromnej wartości, choć kwestia tej własności nic już nie zmieni dla twórców, których rzekomo powinno chronić prawo autorskie. To przykład jednej z tych spraw, gdzie prawa autorskie służą tylko zapewnieniu kontroli nad pewnym starym i popularnym utworem, który jest cenny, gdyż stał się elementem szerszej kultury. Jest to historia pełna ciekawych zawijasków prawno-historycznych, ale jest też w tym całym sporze coś głęboko absurdalnego.
Dziennik Internautów już nieraz pisał o takich "własnościach intelektualnych", które chyba powinny być własnością publiczną, ale nie są. Przypomnijmy tu choćby sprawy z Sherlockiem Holmesem albo Januszem Korczakiem.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|