Prawniczka dopatrzyła się naruszeń praw autorskich w tym, że jej wpisy blogowe zostały wykorzystane jako dowód w postępowaniu przeciwko niej samej. To bardzo oryginalne podejście do własności intelektualnej.
reklama
To kolejny tekst z cyklu Absurdy własności intelektualnej (AWI).
* * *
Na łamach Washington Post opisano ostatnio bardzo oryginalną sprawę dotyczącą ochrony praw autorskich. Mówiąc najkrócej, chodzi o to, że prawniczka Joanne Denison pozwała komisję dyscyplinarną za naruszenie praw autorskich. Komisja miała dokonać tych naruszeń poprzez wykorzystanie wpisów z bloga Denison w postępowaniu dyscyplinarnym dotyczącym tej prawniczki.
Warto przybliżyć tło sprawy i powiedzieć, czym się ona skończyła.
Joanne Denison zajmowała się sprawą pewnej 90-letniej kobiety i rzekomo odkryła w tej sprawie jakieś nieprawidłowości. Zdecydowała się uruchomić bloga, który miał być "forum dla przyjaciół i krewnych" tej 90-letniej kobiety, aby "mogli się oni wypowiedzieć przeciwko korupcji w sądzie". Jak łatwo się domyślić, teksty na tym blogu zawierały dość poważne zarzuty.
Pojawiły się wątpliwości co do tego, czy zarzuty Denison były wystarczająco uzasadnione. Sprawą zajęła się więc komisja dyscyplinarna (Illinois Attorney Registration and Disciplinary Commission - IARDC), która uruchomiła postępowanie przeciwko Joanne Denison.
Komisja wykorzystała w skardze na prawniczkę 15 akapitów zaczerpniętych z jej bloga, a ta skarga była opublikowana na stronie IARDC. Ponadto komisja dyscyplinarna skopiowała "setki stron" tekstu z bloga i włączyła to do akt postępowania. Joanne Denison uznała te działania za naruszenie jej praw autorskich i najpierw wysłała do komisji pismo, w którym wezwała do zaprzestania naruszenia. To nie poskutkowało, więc Denison pozwała komisję o naruszenie praw autorskich.
Prawniczka doszła też do wniosku, że jej prawa zostały naruszone przez firmę Nextpoint dostarczającą oprogramowanie do analizy zawartości stron internetowych. Ta firma też została dołączona do pozwu.
Samo złożenie takiego pozwu było absurdalne. Sąd nie chciał brnąć w ten absurd dalej i oczywiście oddalił pozew o naruszenie praw autorskich. Sąd przedstawił oczywiście uzasadnienie, wskazując m.in. na to, że skorzystanie z wpisów blogowych w ramach postępowania mieściło się w dozwolonym użytku w rozumieniu amerykańskiego prawa (tzw. fair use).
Mimo normalnego zakończenia sprawa jest godna opisania. Była to jedna z tych sytuacji, gdy prawa autorskie miały być wykorzystane niezgodnie z przeznaczeniem. Joanne Denison chciała się nimi posłużyć do kontrolowania informacji, wstrzymania postępowania dyscyplinarnego, a może do swego rodzaju odwetu. Z pewnością nie chodziło jej o ochronę interesów twórcy. Prawa autorskie coraz częściej służą do celów innych niż ochrona twórcy.
Wiele opisywanych przez nas absurdów ma takie właśnie źródło. Można też powiedzieć, że Joanne Denison chciała rozszerzyć działanie praw autorskich do takiego poziomu, który nie jest nawet ustawowo uzasadniony. Takie działania nie są rzadkością i czasem odnoszą oczekiwany skutek. Dowodem na to mogą być ostatnie działania Fundacji Czartoryskich albo ZPAV.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|