Dlaczego jakaś Fundacja zajmuje się "społeczeństwem nadzorowanym"? Dlaczego prawo do prywatności łączy się z prawem do informacji? Kto chce ograniczyć nadzór, jak to robi i jak zdobywa na to środki? O tych oraz o innych problemach e-społeczeństwa rozmawialiśmy z Małgorzatą Szumańską z Fundacji Panoptykon.
reklama
Zbliża się okres rozliczeń podatkowych i być może zdecydujecie się przekazać 1% swojego podatku na jakąś organizację zajmującą się problemami społeczeństwa nadzorowanego. Jedną z takich organizacji może być Fundacja Panoptykon. Czytelnicy Dziennika Internautów ją znają, bo Fundacja często interweniuje przy tematach, które interesują również nas.
Panoptykon w tym roku walczy o 1% podatku. Naszym zdaniem to dobra okazja, aby opowiedzieć co ta Fundacja właściwie robi. Mieliśmy okazję porozmawiać z Małgorzatą Szumańską, wiceprezes Fundacji.
Uwaga: Planujemy podobne wywiady z przedstawicielami innych organizacji "watchdogowych".
Marcin Maj, DI: Fundacja Panoptykon zajmuje się dość nietypowym zagadnieniem "społeczeństwa nadzorowanego". Czym właściwie jest "społeczeństwo nadzorowane"? Jakie szczególne problemy się w nim rodzą?
Małgorzata Szumańska, Fundacja Panoptykon: O społeczeństwie nadzorowanym możemy mówić wtedy, gdy ludzie są powszechnie obserwowani i kontrolowani. Dzisiaj możliwe jest to dzięki rozwojowi nowych technologii. Każdy ruch w internecie, przemieszczanie się z telefonem komórkowym, korzystanie z karty płatniczej itp. tworzy ślady, które ktoś próbuje wykorzystać.
To wcale jednak nie znaczy, że jako fundacja mówimy „nie” nowym technologiom. Wręcz przeciwnie. Mówimy „nie” wykorzystywaniu ich w taki sposób, który nie poszerza sfery naszej wolności, ale ją ogranicza, służy manipulacji, a nawet opresji. Tak się może dziać wówczas gdy firmy wykorzystują informacje o nas po to, by wciskać nam produkty, których nie potrzebujemy, albo gdy państwo chce wiedzieć o nas wszystko na wszelki wypadek, bo każdego traktuje jak podejrzanego.
Fundacja istnieje już prawie 7 lat. Czy w tym czasie wiele się zmieniło? Czy sytuacja wymusiła na was zajmowanie się problemami, o których kiedyś w ogóle nie myśleliście?
Od początku wiedzieliśmy, że zakres i skala problemów, na które się porywamy, jest ogromna. Dlatego – mimo że na gruncie rozwiązań technicznych wciąż następują zmiany – nie ma chyba tematu, który byłby dla nas zaskoczeniem. Nie znaczy to oczywiście, że nie było niespodzianek. Dla mnie osobiście zmianę perspektywy przyniosły doniesienia Edwarda Snowdena dotyczące amerykańskich systemów masowej inwigilacji. To nie była wprawdzie zupełna nowość, ale sprawiło, że dla nas – jako organizacji zajmującą się sytuacją w Polsce i Europie – bardzo ważny stał się kontekst amerykański. Napisaliśmy nawet do prezydenta Baracka Obamy z pytaniami o współpracę z polskimi służbami. Niestety okazał się on równie mało rozmowny jak polskie władze.
Inne zaskoczenia przynosi czasem to, które „chwytają”. Jakiś czas temu zaczęliśmy zajmować się problemem profilowania osób bezrobotnych przez urzędy pracy (Dziennik Internautów również podjął temat). Chodziło o algorytm mechanicznie przydzielający bezrobotnego do grupy, w mógł liczyć na sporą pomoc państwa bądź żadną. Ale nie wiedział, dlaczego decyzja jest taka a nie inna, i nie mógł się odwołać. Istny Kafka. Okazało się, że dla osób bezrobotnych to była ogromnie ważna sprawa. Otrzymaliśmy ogrom maili z pytaniami i podziękowaniami, a informacje, które publikowaliśmy, wciąż cieszą się wielką popularnością.
Przeciętny obywatel może usłyszeć o Panoptykonie zwłaszcza wtedy, gdy pojawia się jakiś niebezpieczny pomysł (np. projekt ustawy). Można chyba powiedzieć, że zajmujecie się tzw. rzecznictwem. To główny nurt waszej działalności? Jakie inne rzeczy robicie?
Działalność strażnicza i rzecznicza to jeden z filarów naszych działań. Monitorujemy, co zmienia się w prawie, alarmujemy, gdy zauważymy coś niepokojącego, i proponujemy konkretne rozwiązania. Staramy się też odwrócić sytuację, w której państwo wie o obywatelach bardzo dużo, a obywatele o jego praktykach z znacznie mniej. Korzystając z prawa do informacji publicznej, zadajemy kolejne pytania. O niektóre dane musimy walczyć w sądzie, ale wierzymy, że to ma sens. Bo informacja w rękach społeczeństwa to pierwszy krok do zmiany. Tak było np. w przypadku statystyk dot. danych telekomunikacyjnych. Dzięki danym, które uzyskaliśmy, udało się zapoczątkować dyskusję o tym, na jakich zasadach służby mogą po te dane sięgać. Bez liczb, które przykuwały uwagę, byłoby to znacznie trudniejsze.
Oprócz tego jest jeszcze szeroko pojęta edukacja. Z jednej strony pokazujemy problemy, z drugiej podpowiadamy, jak np. zadbać o swoją prywatność w sieci. Pod szyldem Cyfrowej Wyprawki prowadzimy też działania edukacyjne z myślą o młodych. Pracujemy z nauczycielami, bibliotekarzami itp., którzy często chcą zajmować się tematem nowych technologii, ale czują, że nie mają dostatecznej wiedzy lub zwyczajnie się boją. Przygotowujemy materiały i pokazujemy, jak w praktyce z nich korzystać. W naszą ostatnią akcję edukacyjną zaangażowało się kilkaset nauczycieli z całej Polski.
Skąd Panoptykon bierze pieniądze?
Głównym źródłem finansowania są dla nas granty przyznawane np. przez Fundusze Norweskie, Open Society Foundation czy ministerstwa. Składamy wnioski w ramach konkursów i jeśli zostaną dobrze ocenione, mają szansę na dofinansowanie. Drugie źródło – na razie skromniejsze – to darowizny od osób prywatnych. Na początku nie zabiegaliśmy o nie aktywnie, bo mieliśmy poczucie, że musimy zasłużyć na zaufanie. Teraz staramy się odważniej mówić o potrzebie wspierania organizacji takich jak nasza. Jakiś czas temu zorganizowaliśmy akcję crowfundingową na produkcję gry edukacyjnej, teraz pierwszy raz zachęcamy do wspierania nas 1% swojego podatku.
Tematów wymagających podjęcia jest coraz więcej, a o pieniądze na działalność bardzo trudno. Niemal każdy rozumie, że pomocy wymagają np. chore dzieci, ale wolność i prywatność w sieci to czysta abstrakcja. Dlatego każda złotówka to nie tylko wsparcie, ale także sygnał, że ktoś ceni naszą pracę.
Na co przeznaczycie pieniądze z 1% podatków?
W pracy takiej jak nasza „kosztują” przede wszystkim ludzie. Bo to oni monitorują tworzone prawo, piszą wnioski o informację publiczną i opinie prawne, docierają z nimi do decydentów, rozmawiają z mediami, analizują dane, piszą poradniki i scenariusze lekcji, tworzą infografiki itd.
Współpracujecie z innymi organizacjami. Jesteście aktywni także w obszarze prawa europejskiego. Czy możesz (możecie) wymienić organizacje, dzięki którym Panoptykon może zdziałać tyle ile zdziałał?
Dla nas współpraca to podstawa, bo dzięki niej można zdziałać więcej. W skali europejskiej szczególnie ważne jest zaangażowanie w koalicję EDRi, która zrzesza podobne organizacje z innych krajów, np. Bits of Freedom, Electronic Frontier Foundation czy Statewatch. EDRi prowadzi swoje działania rzecznicze, ale jest też forum współpracy między organizacjami. A dla nas było pomocne choćby wówczas, kiedy pierwszy raz pojechaliśmy rozmawiać z politykami w Brukseli. Ci robili wielkie oczy, kiedy zobaczyli młodych ludzi z Polski, którzy chcą z nimi rozmawiać o wolności i prywatności w sieci. Dla nich to była taka nowość, jak dla nas dyskusje z europosłami. Ale z czasem stało się to czymś normalnym.
Które ze swoich dotychczasowych działań uznajecie za udane?
W naszej działce trudno mówić o sukcesach, bo więcej jest codziennych małych kroków niż spektakularnych zmian. Ale myślę, że przez te kilka lat uzbierało się trochę rzeczy, którymi możemy się chwalić. Choć – chcę podkreślić – są one owocem wspólnego wysiłku całej grupy ludzi i organizacji. Przede pomogliśmy zatrzymać kilka niebezpiecznych inicjatyw. Byliśmy zaangażowani w sprzeciw wobec Rejestru stron i usług niedozwolonych, ACTA czy projektu dofinansowania szkolnych systemów monitoringu. Wprowadzono też w prawie wiele zmian, na które naciskaliśmy. Szczególnie ważne jest nowe europejskie rozporządzenie dotyczące ochrony danych osobowych, które jest oczywiście jakimś politycznym kompromisem, ale zawiera kilka naprawdę pozytywnych rozwiązań, o które walczyliśmy. No i jeszcze długa lista informacji, które udało nam się ujawnić, dotyczących np. działań służb, systemów monitoringu czy publicznych baz danych.
Co się wam nie udało?
Uff, niestety wiele problemów wciąż czeka na rozwiązanie. Ale chyba dwie sprawy szczególnie nas bolą, bo włożyliśmy w nie sporo pracy, ale zmiany, na które liczyliśmy, wciąż pozostają w sferze postulatów. Pierwszy temat to regulacja monitoringu wizyjnego. MSW – po latach nacisków – przygotowało projekt założeń ustawy, niestety, bardzo kiepski. A potem kolejny – już trochę lepszy. I obiecało trzecią wersje, ale… na obietnicach się skończyło.
Drugi to kontrola nad służbami. Ujawnione przez nas dane wywołały spore poruszenie i merytoryczną dyskusję. Potem były ważne wyroki polskiego Trybunału Konstytucyjnego i Trybunału Sprawiedliwości UE. Naprawdę to był punkt wyjścia do realnej zmiany. Niestety, poprzedni rząd schował głowę w piasek i uciekł od problemu. A nowy pojechał po bandzie: nie tylko nie wprowadził realnej kontroli nad działaniami służ, ale jeszcze ułatwił im sięganie po dane internetowe.
Plany na przyszłość?
Priorytetem są dla nas teraz działania strażnicze. Pojawiło się wiele propozycji zmiany prawa i nowych ustaw, które wymagają uwagi, a zapowiadane są kolejne, choćby ustawa antyterrorystyczna. Ale nie chcemy też zrezygnować z edukacji, z pokazywania problemów, z tłumaczenia, jak działają nowe technologie, jakie informacje o nas zbiera się w sieci i jak wykorzystuje, jak się chronić, jakie zmiany przynosi tworzone prawo itd. Bo sami możemy odpowiedzieć tylko na część problemów. A świadomi i aktywni obywatele mogą dużo, dużo więcej.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|