W sieci dużą popularność zdobywa amatorski film, na którym uwieczniono orła atakującego dziecko. Materiał jest niezwykły, ale czy to jest powód, aby stacja telewizyjna doklejała do niego swoje logo? Czy twórcy wirusowych filmików nie mają własnych praw?
reklama
Na YouTube pojawił się film, na którym uwieczniono orła atakującego dziecko w miejskim parku w Montrealu. To wirusowy hit - o tym filmie coraz więcej się mówi i coraz więcej się pisze. Nie jest on długi, więc na początek proponuję Wam go obejrzeć, jeśli jeszcze go nie znacie.
UWAGA: Potwierdzono, że film nie przedstawia autentycznego wydarzenia, co dla reszty tego tekstu nie ma wielkiego znaczenia. Nie jest to jednak najważniejsze - naszą uwagę zwróciło coś innego.
Widoczny powyżej rzekomo amatorski klip został opublikowany na YouTube. Na tej podstawie można domniemywać, że jego autor chciał się nim podzielić z internautami i skorzystał z serwisu umożliwiającego osadzenie filmu na stronach. Dziennik Internautów skorzystał z tej możliwości - zamieściliśmy "wklejkę" z YouTube. Inne media robią inaczej.
Przykładowo serwis TVN24.pl zaprezentował ten sam film, osadzając go we własnym odtwarzaczu. To utrudnia odnalezienie filmu na YouTube i dodatkowo sprawia, że w czasie odtwarzania w prawym górnym rogu ciągle widzimy logo TVN24.
Na stronie TVN24.pl, co prawda, jest informacja o pochodzeniu filmu z YouTube, ale nie ma żadnego aktywnego linka, który by do niego prowadził. Wydaje się, że dla tak profesjonalnego portalu to nie powinien być problem.
Teraz chciałbym, byśmy dobrze się zrozumieli. Nie twierdzę, że TVN24.pl naruszyło prawa autorskie, ale sposób wykorzystania filmu wzbudza wątpliwości. Doklejenie własnego logo, unikanie linkowania do źródła... to po prostu nie wygląda dobrze, choć być może wypełnia warunki prawa cytatu. Jestem niemal pewien, że gdyby Dziennik Internautów w taki sam sposób "cytował" materiały TVN, groziłoby to pozwem.
Problem, który tu poruszam, nie jest nowy. Szczerze powiedziawszy TVN24.pl wykazał się wielką klasą, bo w przeszłości wielkie serwisy i gazety "cytowały" materiały internautów, nie podając informacji o źródle albo podając quasi-informację, taką jak "źródło: internet" czy "źródło: YouTube".
Teraz jest nieco lepiej, ale nadal można odnieść wrażenie, że w internecie prawo autorskie funkcjonuje na dwóch poziomach. Są prawa autorskie wielkich korporacji, których naruszenie jest surowo karane, i są prawa autorskie "zwykłych ludzi", z którymi nikt się nie liczy. Agencja Associated Press potrafiła domagać się pieniędzy za 5 słów z jej tekstu (sic!), a rewelacyjny film można wziąć i ozdobić własnym logotypem tylko dlatego, że jego autorem jest amator.
Nie jestem zwolennikiem ostrych praw autorskich, o czym zresztą czytelnicy Dziennika Internautów dobrze wiedzą. Jestem raczej zwolennikiem podejścia zdroworozsądkowego. Wiem, że twórcy powinni być wynagradzani za pracę i doceniani. Nie jestem piratem, choć szczerze oburzają mnie takie absurdy, jak żądanie pieniędzy za czytanie książek dzieciom.
Jednocześnie oburza mnie, że autor filmu o atakującym orle nie został doceniony jak należy. Nawet gdyby TVN24.pl uzyskał zgodę na publikację w takiej formie (z doklejaniem własnego logo), to nie jest w porządku! Nie chodzi tylko o prawa autorskie i o to, czy doszło do ich naruszenia. Chodzi o poważne traktowanie dzieł niezależnie od tego, kto jest autorem, i docenienie faktu, że autor pokazał swoje dzieło światu. Należy mu się za to przynajmniej aktywny link.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|