Nowe podatki dla firm internetowych - ten pomysł padał nieraz w różnych krajach UE, ale najczęściej we Francji za czasów Sarkozy'ego. Teraz za czasów Hollande'a wcale nie jest inaczej.
reklama
Dziennik Internautów już kilkakrotnie pisał o idei opodatkowania internetu w celu podreperowania budżetów państw lub wybranych sektorów rynku. Ta idea jest ciągle żywa i opiera się na prostym założeniu - skoro firmy takie, jak Google czy Facebook, przynoszą miliardy dolarów przychodu, ale działają w różnych państwach, powinny się dzielić z tymi państwami swoimi przychodami.
Można się też spotkać z opinią, że skoro np. internet niszczy tradycyjne gazety, powinien istnieć podatek od internetu, który posłuży do finansowania gazet.
Opodatkowanie internetu w różnych formach proponowano szczególnie często w Niemczech i Francji. Nad Sekwaną już w roku 2010 pojawił się pomysł tzw. Google-podatku, czyli podatku od reklam w internecie. Niestety taki podatek uderzyłby również we francuskie firmy, ale jeszcze w roku 2012 w czasie kampanii prezydenckiej Nicolas Sarkozy proponował obłożenie firmy Google podatkiem we Francji.
Teraz we Francji jest nowa ekipa rządząca. Niestety jak donosi New York Times, ta ekipa doszła do wniosków podobnych jak poprzednicy - trzeba jakoś wycisnąć pieniądze z Google i Facebooka. Cytowana przez NYT francuska minister gospodarki cyfrowej Fleur Pellerin powiedziała nawet, że "Europa nie może być rajem podatkowym dla pewnej liczby internetowych gigantów".
Z doniesień NYT wynika, że tym razem francuski rząd chciałby opodatkować zbieranie danych o internautach. Taki podatek miałby się opierać na założeniu, że ludzie, przekazując np. firmie Google dane o sobie, przekazują jej pewną wartość. Stawka podatku miałaby bazować na liczbie internautów śledzonych przez daną firmę, a liczba ta miałaby być ustalana przez niezależnych audytorów (czytaj: podatek byłby tak skrojony, aby dotyczył głównie internetowych gigantów). Szczegóły w tekście New York Timesa pt. France Proposes an Internet Tax.
Oczywiście wprowadzenie nowego podatku wymagałoby zmian w prawie, a to oznacza polityczną dyskusję i niezbyt szybką realizację celu. Trudno powiedzieć, czy jakikolwiek podatek zostanie ostatecznie wprowadzony, ale niewątpliwie możemy stwierdzić, że idea opodatkowania internetu jest ciągle żywa. Francuscy politycy chcą pieniędzy internetowych gigantów, a ich koledzy z innych krajów chętnie ten pomysł podchwycą.
Przypomnijmy tylko, że w Niemczech proponuje się taką reformę reformy prawa autorskiego, która będzie wymagać od wyszukiwarek odprowadzania opłat za wykorzystanie fragmentów tekstów prasowych.
Co gorsza, niemieccy wydawcy chcieli wprowadzenia opłat za każde komercyjne wykorzystanie tekstów z sieci. Praktycznie w ten sposób zrealizowano by ideę podatku od internetu, z tym że ten podatek służyłby wydawcom prasy, a mówiąc ściślej, służyłby organizacjom, które w imieniu wydawców zbierają opłaty licencyjne.
Ból z powodu sukcesów firm takich, jak Google i Facebook, dotyczy nie tylko rządów, które chciałyby nałożyć na te firmy specjalne podatki. Ten sam ból odczuwają operatorzy, którzy chcieliby dostać od internetowych gigantów pieniądze za generowany transfer. Na początku tego miesiąca pisaliśmy o francuskim operatorze Free, który zapowiedział blokowanie reklam w swojej sieci, aby zemścić się na Google. Wspomniana wyżej minister Fleur Pellerin zganiła operatora za taką praktykę, ale sama nie może się pogodzić z dobrą sytuacją Google.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|