Tak twierdzi włamywacz, który przyznał się do niedawnego ataku na jedną z amerykańskich oczyszczalni wody.
Pod koniec ubiegłego tygodnia Washington Post poinformował, że włamywacz spoza granicy Stanów Zjednoczonych uzyskał dostęp do infrastruktury oczyszczalni wodnej na terenie Teksasu. Wprowadzony przez niego kod miał w efekcie spowodować spalenie się silników pomp.
Choć sprawę bada FBI, serwis Threatpost podał, że w rozmowie za pośrednictwem poczty elektronicznej jeden z hakerów przyznał się do ataku. Włamywacz posługujący się nickiem "pr0f" wykorzystywał adres w rumuńskiej domenie, choć wcześniej spekulowano, że cyberprzestępca może pochodzić z Rosji.
Co jednak najciekawsze, haker stwierdził, że włamanie do interfejsu oczyszczalni "ledwo można nazwać hackingiem". Jak napisał w e-mailu, oprogramowanie wykorzystywane do zarządzania wodą, a także infrastrukturą kanalizacyjną wykorzystywało zaledwie 3-literowe hasło, co miało znacznie ułatwić obejście zabezpieczeń.
- Tego mogłoby dokonać nawet dziecko, które wie, jak działa prosty panel sterowniczy Simatic - napisał "pr0f". - Wybaczcie, że nie opowiadam o zaawansowanych i trwałych zabezpieczeniach, ale - o dziwo - większość włamań, jakie widziałem, było efektem głupoty, a nie niesamowitych umiejętności technicznych po stronie atakującego.
W rozmowie z Washington Postem rzecznik prasowy amerykańskiego Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego zapewniał, że "na tym etapie nie ma dowodów na to, iż zagrożona jest krytyczna infrastruktura bądź publiczne bezpieczeństwo".
Artykuł może zawierać linki partnerów, umożliwiające rozwój serwisu i dostarczanie darmowych treści.
|
|
|
|
|
|
|
|
Stopka:
© 1998-2025 Dziennik Internautów Sp. z o.o. Wszelkie prawa zastrzeżone.