NSA zbiera miliony list kontaktów z e-maili i komunikatorów, ale dane pozyskiwane są od firm zagranicznych. Dzięki temu szpiegowani są nawet Amerykanie, których NSA podobno nie szpieguje.
reklama
Było już wiele wycieków na temat PRISM i innych przejawów amerykańskiej inwigilacji, ale najwyraźniej to nie koniec. Kolejne wycieki bazujące na dokumentach od Snowdena opublikował Washington Post.
Z najnowszych wycieków wynika, że Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) zbiera miliony list kontaktów z usług e-mail oraz komunikatorów. Informacje zbierane są masowo i pozwalają agencji na tworzenie map relacji pomiędzy ludźmi.
W ciągu jednego dnia w zeszłym roku NSA była w stanie pobrać ponad 444 tys. list kontaktów z Yahoo, 105 tys. z Hotmaila, 82 tys. z Facebooka, 33 tys. z Gmaila oraz 22 tys. od innych dostawców. To oznacza, że agencja może pozyskiwać nawet 250 mln list kontaktów rocznie.
Szczegóły znajdziemy w tajnej prezentacji opublikowanej przez Washington Post. Poniżej jeden ze slajdów.
Skala inwigilacji robi wrażenie, ale nie mniej ciekawe są okoliczności. NSA w przeszłości zarzekała się, że nie szpieguje Amerykanów bez stosownych nakazów. Możliwe, że nie jest to całkowita prawda. NSA może unikać szpiegowania Amerykanów w USA, ale zbieranie wspomnianych list kontaktów odbywa się w innych krajach.
Już w lipcu pojawiły się wycieki o tym, że NSA ma porozumienia z firmami kontrolującymi międzynarodowy ruch internetowy. NSA współpracuje też z wywiadami innych państw. Listy kontaktów najwyraźniej pochodzą z tych zagranicznych źródeł, ale niezależnie od tego mogą to być dane dotyczące wielu Amerykanów.
Washington Post rozmawiał na ten temat z anonimowymi oficerami wywiadu. Jeden z nich twierdzi, że jeśli informacje zbierane są ze źródeł zagranicznych, zazwyczaj zakłada się, iż nie dotyczą obywateli USA, choć w rzeczywistości może być inaczej (zob. NSA collects millions of e-mail address books globally).
Nie jest nowiną, że amerykańska inwigilacja może mieć bardzo szeroki zakres, nawet gdy zbieranie danych odbywa się w ramach konkretnego dochodzenia. W lipcu ubiegłego roku wicedyrektor NSA John Chris Inglis przyznał, że analitycy NSA, sprawdzając jakiegoś podejrzanego, mogą dodatkowo sprawdzać dane jego znajomych oraz znajomych tych znajomych. Mówimy o olbrzymiej grupie ludzi, w której mogą znaleźć się osoby całkowicie nieznające podejrzanego.
Zbieranie list kontaktów z usług e-mail i komunikatorów jest kontrowersyjne z tego samego powodu. Z całą pewnością masz na swojej liście kontaktów osoby, z którymi znasz się słabo lub nie kontaktowałeś się od bardzo dużego czasu. Mogą to być kontakty nawet absolutnie przypadkowe albo związane z załatwianiem sprawy, o której już nie pamiętasz.
Z powyższych powodów wyciąganie wniosków z list kontaktów jest kontrowersyjne. Może prowadzić nie tylko do ingerencji w prywatność, ale także do wyciągania fałszywych wniosków na temat danej osoby.
Niezależnie od faktycznej wartości tych list kontaktów, ich przetwarzanie wymaga niemałych zasobów. Coraz częściej pada pytanie o to, czy nadgorliwość w zbieraniu danych zwyczajnie nie utrudnia pracy NSA? Czy nie lepiej byłoby analizować dane o osobach podejrzanych, niż zbierać informacje o wszystkich, by potem szukać przysłowiowej igły w stogu siana?
Czytaj także: NSA nie śledzi lokalizacji komórek, ale... przyznaje, że próbowała i może tego zażądać
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|