Nowe dokumenty na temat PRISM oraz szpiegowania przez USA ambasad krajów UE zostały ujawnione w czasie minionego weekendu przez dwie gazety. Tylko czy to naprawdę zbliża nas do rozumienia tych zjawisk?
Wycieki związane z PRISM oraz innymi kontrowersyjnymi działaniami Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) od początku były publikowane przez dwie gazety - The Guardian oraz The Washington Post.
W czasie minionego weekendu obydwie te gazety uraczyły nas kolejną porcją informacji z tajnych dokumentów.
The Washington Post opublikował kolejne slajdy z tajnej prezentacji na temat PRISM. Można je zobaczyć w artykule pt. NSA slides explain the PRISM data-collection program.
Ujawnione slajdy mają dowodzić, że wśród infrastruktury prywatnych firm rozmieszczony jest fizyczny sprzęt do pozyskiwania informacji. Slajdy zdają się też potwierdzać, że służby specjalne mogą w czasie rzeczywistym zbierać informacje takie, jak rozmowy z komunikatorów, e-maile, rozmowy głosowe. Ponadto ze slajdów wynika, że w bazie programu PRISM znajduje się ponad 117 tys. aktywnie nadzorowanych celów.
Nowe slajdy pogłębiają rozdźwięk pomiędzy treściami tajnych dokumentów, a tym do czego firmy i rząd USA przyznają się otwarcie. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że firmy IT potwierdzają, iż współpracują z władzami, kiedy są do tego prawnie zobowiązane. PRISM ma dotyczyć zwłaszcza osób spoza USA. Wciąż jest możliwe, że prawdziwa wersja wydarzeń jest gdzieś pomiędzy ujawnionymi dokumentami a oficjalnymi oświadczeniami.
Pęknięta rura, wyciek - fot. Shutterstock.com
Tymczasem The Guardian wczoraj ujawnił, że Stany Zjednczone mogą podsłuchiwać ambasady i jednostki dyplomatyczne, także krajów nie uznawanych za tradycyjnych adwersarzy USA. Chodzi m.in. o kraje UE (Grecję, Włochy, Francję), a także kraje sprzymierzone z USA, jak Japonia i Korea Południowa.
Dokumenty, do których dotarł Guardian, opisują m.in. metodę podsłuchiwania o nazwie Dropmire, która ma być zaimplementowana w urządzeniu używanym w placówce dyplomatycznej w Waszyngtonie do nadawania szyfrowanych faksów. Więcej na ten temat w tekście pt. New NSA leaks show how US is bugging its European allies.
Informacje Guardiana nie są całkiem zaskakujące. Już wycieki Wikileaks pokazały, że Amerykanie potrafią bardzo aktywnie zbierać informacje o sojusznikach. Pojawiały się już także doniesienia o tym, że politycy na szczycie G-20 w Londynie mogli być inwigilowani przez służby brytyjskie przy współpracy z Amerykanami.
W obliczu nowych wycieków warto zadać sobie proste pytanie - czy teraz wiemy więcej o działaniach służb? Osobiście mam wrażenie, iż najnowsze wycieki podgrzewają atmosferę, nie prezentując niczego szczególnie nowego.
Z tego właśnie powodu pojawiają się sugestie, że "skandal z NSA" może być nawet zaplanowaną operacją, która polega na prezentowaniu sfabrykowanych dokumentów i ma w określony sposób wpłynąć na opinię publiczną. Taką właśnie tezę przedstawił Webster Griffin Tarpley na łamach PressTV (zob. How to identify CIA limited hangout op?).
Osobiście nie jestem zwolennikiem teorii Tarpleya, ale jednego jestem pewien - ciągłe podgrzewanie skandalu wokół NSA nie musi sprzyjać zrozumieniu wszystkich niepokojących zjawisk. Byłoby najlepiej, gdyby gazety przestały budować napięcie i po prostu pokazały to, co mają. Potem należałoby oczekiwać reakcji od polityków, wymagając od nich wyjaśnień i konkretnych działań. Jakich? Trudno powiedzieć, skoro nie wszystko wiadomo.
Innymi słowy w chwili obecnej nikt nie buduje wiedzy związanej z PRISM. Budowane są tylko nastroje i emocje. Może to być proces niekierowany przez nikogo i trudno powiedzieć, kto na tym skorzysta.
Czytaj także: Brytyjczycy inwigilowali zagranicznych polityków? Nowy skandal na tle PRISM
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|