Zdarzyło Ci się otrzymać ostatnio wiadomość zachęcającą do odwiedzenia LinkedIn? Uważaj, bo to może być pułapka.
Na początku maja LinkedIn świętował swoje dziesięciolecie. W ciągu dekady udało mu się zdobyć 225 mln użytkowników. Nie odstraszył ich nawet zeszłoroczny wyciek 6,5 mln haseł. Dwa lata temu, kiedy serwis wchodził na giełdę, każda z jego akcji została wyceniona na 45 dolarów. Z biegiem czasu ich cena podskoczyła do 175 dolarów, dzięki czemu firma jest teraz warta ponad 1,5 mld dolarów. Nikogo nie powinno więc dziwić, że użytkownicy tego serwisu znaleźli się na celowniku internetowych przestępców.
Statystyki laboratorium antywirusowego firmy ESET nie pozostawiają złudzeń - w sieci rozprzestrzenia się coraz więcej wiadomości, które przypominają powiadomienia wysyłane przez LinkedIn. Poniżej można zobaczyć przykładową:
W treści takiego e-maila można przeczytać o otrzymanej właśnie korespondencji od rzekomego znajomego lub o nowym zaproszeniu do kontaktu. Kliknięcie w którykolwiek link, nawet ten mający anulować subskrypcję mailingu informacyjnego, skutkuje przekierowaniem do serwisu wypchanego po brzegi szkodliwym oprogramowaniem. Wizyta w takim miejscu to murowana infekcja komputera, chyba że potencjalna ofiara korzysta z systemu innego niż Windows.
Warto przede wszystkim stosować zasadę ograniczonego zaufania. Należy sprawdzać, przez kogo została wysłana dana wiadomość i czy jej wygląd nie nasuwa podejrzeń co do wiarygodności. Każda wątpliwość powinna nas skłaniać do usunięcia e-maila. Dodatkową barierę ochronną będzie oczywiście stanowić pakiet antywirusowy.
Zobacz także: Internet Explorer 10 lepiej niż konkurencja blokuje szkodliwe treści
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Dotcom ma patent na uwierzytelnianie. Mógłby pozwać Google, Facebooka, Twittera