Cenzurowania pornografii w internecie zażądał prokurator generalny Egiptu, powołując się na orzeczenie sądu. Jak dotąd, takiej cenzury w Egipcie nie wprowadzono i nie wynika to z moralnego zepsucia.
Fundacja Electronic Frontier donosi, że egipski prokurator generalny Abdel Maguid Mahmoud zażądał od rządu wprowadzenia cenzury stron pornograficznych. Prokurator powołał się na wyrok sądu administracyjnego sprzed trzech lat, który orzekł, że "wolność wypowiedzi i prawa publiczne powinny być ograniczone przez konieczność podtrzymania podstaw religii, moralności i patriotyzmu".
Egipscy politycy są podzieleni. Zwolennicy cenzury wskazują, że społeczeństwo egipskie z natury jest bardziej konserwatywne, więc tego typu ograniczenia nie będą dla ludzi krzywdzące. Bardziej postępowi politycy obawiają się poważnych ograniczeń wolności słowa. Cenzurę można przecież zacząć od pornografii i rozszerzać na inne rzeczy. Sama definicja pornografii jest zresztą na tyle niejasna, że daje pole do popisu tym osobom, które chciałyby usuwać z sieci np. niewygodne dla siebie treści.
Idea cenzurowania pornografii pojawiała się już w innych krajach arabskich. Może być ona skuteczna w krajach słabo zinformatyzowanych, takich jak Pakistan. Zapewne również Iran, który buduje zamkniętą krajową sieć odciętą od reszty internetu, nie ma problemów z cenzurowaniem pornografii.
Inaczej jest w krajach, które chcą mieć w miarę "normalny" internet oraz e-gospodarkę. Tunezja odrzuciła ideę cenzurowania pornografii i to wcale nie ze względów obyczajowych. Po prostu władze tego kraju obawiały się takiego ingerowania w sieć internet, która obniżyłaby jakość e-usług.
źródło: Flickr (zdjęcie na licencji CC)
Nie bez znaczenia są problemy techniczne. Można tworzyć systemy filtrujące treści, ale one nie są doskonałe. Można też utrzymywać czarną listę stron, ale ona będzie się szybko dezaktualizować.
Choć zabrzmi to nieco zabawnie, cenzura pornografii w internecie może być wskaźnikiem tego, że władze danego kraju ignorują e-gospodarkę. Dążenie do rozwijającej się e-gospodarki oznacza (volens nolens) zgodę na porno. Oczywiście w tym stwierdzeniu jest nieco żartu, bo prawdziwym problemem nie jest pornografia, ale cenzura. Kto ma cenzurę, ten nie ma wolnego internetu. Kto nie ma wolnego internetu, ten nie rozwija pełnego potencjału e-gospodarki.
Rząd Egiptu może teraz reagować na trzy sposoby - wprowadzić cenzurę, odrzucić cenzurę albo czekać, aż sprawa nieco przycichnie. Decyzja należy do rządu, natomiast faktem jest, że będzie to jedna z istotniejszych decyzji nie tylko dla rynku porno. To będzie decyzja dotycząca przyszłości egipskiego internetu.
Co ważne - kraje arabskie mają swoje problemy, ale w Europie też mówi się o potrzebie oczyszczenia internetu.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|