Partie polityczne zawsze szukały poparcia elit i tworzyły elity. Z Partią Piratów jest inaczej - artyści jej nie lubią, intelektualiści wątpią w jej założenia, a jej przedstawiciele nie robią z siebie gwiazd za wszelką cenę. Mimo to w Niemczech ten nietypowy ruch polityczny popiera 13% obywateli.
Partia Piratów ma już przedstawicieli w Parlamencie Europejskim. Wspominaliśmy też o mandatach dla piratów w parlamentach krajowych w Niemczech. Z sondaży wynika, że piratów popiera już 13% niemieckiego społeczeństwa, a więc ta młoda wciąż partia zyskuje poparcie bardzo szybko i może być w przyszłości partią, która realnie wpływa na losy kraju.
Początkowo mogło się wydawać, że Partia Piratów praktycznie nie ma przeciwników, bo chyba nikt nie traktował jej poważnie. Teraz zastrzeżenia do tej partii wyraża coraz więcej osób, znaczących osób.
Niemiecki SpiegelOnline rozmawiał o Partii Piratów z pisarzem i poetą Hansem Magnusem Enzensbergerem. Ten człowiek angażował się w sprawy nowych i postępowych ruchów politycznych, więc wydawał się idealnym komentatorem działań piratów. Okazuje się jednak, że Enzensberger nie postrzega Partii Piratów jako ruchu politycznego.
- Polityczny? Nie. Politycznie tam nic nie ma. I z pewnością nic rewolucyjnego (...) Tak jak nasi dziadkowie, którzy cieszyli się, gdy mogli dostać coś za darmo. Zastanawiam się, czy pójdą do piekarni i powiedzą, że raczej nie zapłacą. Dlaczego to musi być przeciwko nam, autorom - mówił Enzensberger w wywiadzie telefonicznym dla niemieckiej gazety (zob. Artists Turn Against Pirate Party).
W tym miejscu wiele osób obserwujących ruch pro-piracki powie, że Enzensberger nie zgłębił tematu. Partia Piratów wcale nie dąży do tego, aby pozbawić twórców wynagrodzeń. Chodzi im raczej o wprowadzenie równowagi miedzy prawami autorskimi a prawami obywateli, a także o dostosowanie praw autorskich do nowej rzeczywistości, w której istnieje coś takiego jak internet.
Problem w tym, że trudno zrozumieć tę "piracką" ideę komuś, kto nie zainteresował się nią z własnej woli. Wynika to po części ze specyfiki Partii Piratów, która nie ma polityków-gwiazdorów promujących jej idee. Partia nie jest też zbyt szybka, jeśli chodzi o wypracowywanie stanowisk na jakiś temat, co również zauważa SpiegelOnline. Wynika to z przywiązania do zasad demokratycznych. Wszystko musi być przedyskutowane, zatem gdy padają trudne pytania, nie ma silnego lidera, który udzieli szybkiej odpowiedzi.
Jedno pytanie zadawane jest przedstawicielom Partii Piratów w różnych krajach: jak zapewnić wynagrodzenia dla artystów? Zapewne wielu pirackich aktywistów potrafi udzielić jakichś odpowiedzi, ale partia jako całość ma z tym problem. Brak odpowiedzi przekłada się na coraz silniejszą krytykę muzyków, pisarzy, innych twórców. Ta krytyka się nasila... a poparcie dla Partii Piratów rośnie.
Nawet politycy najbardziej lewicowi, którzy są ideowo najbliżsi piratom, uważają ich idee za niemożliwe do zrealizowania. Partia Piratów ma zatem coś w rodzaju opozycji, ale rzeczywiście nie jest to opozycja czysto polityczna. Enzensberger może zatem mieć trochę racji. Piraci nie proponują przewrotu politycznego, ale przewrót społeczny.
Oto mamy partię polityczną, która występuje przeciwko pewnym elitom, nie szuka poparcia elit i sama nie tworzy elit. Zazwyczaj nie robi się polityki w ten sposób. Partia Piratów występuje przeciwko modelowi polityki, który ustalono wiele lat temu, do którego nikt nie miał zastrzeżeń... albo tylko wydawało się, że nikt ich nie miał.
Krytykowanie prawa autorskiego to również nowy rodzaj polityki. To zadawanie kłopotliwych pytań. Dlaczego ma być tak, jak zawsze było? Czy nie moglibyśmy spróbować inaczej? Czy coś, co wzmacnialiśmy od lat, naprawdę było tego warte?
Elity nie zawsze lubią takie pytania, bo z powodu ich zadawania pewnego dnia mogą przestać być elitami. Internet sprawił, że ludzie nauczyli się zadawać takie pytania i podważać elitarność wszystkiego.
Nie raz już pisałem o tym, że dziennikarze nie godzą się z faktem, iż dziennikarstwo traci elitarny charakter. Ponadto w czasach internetu każdy może być twórcą i dystrybutorem sztuki, a niektórzy proponują nawet, aby byle obywatel miał wpływ na proces stanowienia prawa! Przez internet! To jest coś, co politykom starszej daty w głowie się nie mieści.
Oczywiście z czasem polityka nieelitarna może wytworzyć całkiem nowy rodzaj elit, ale to już materiał na inny tekst.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*