Społeczność Anonimowych, określana przez media jako grupa współczesnych Zorro, długo była traktowana z pobłażaniem. Podczas gdy jedni widzieli w nich obrońców wolności słowa i internetu, inni nazywali ich oszołomami, walczącymi o nie swoją sprawę, których skuteczność ogranicza się do wygodnego siedzenia przy komputerach i blokowania dostępu do stron wybranych firm.
reklama
Gdy kilka tygodni temu Anonimowi wypowiedzieli kolejną w swojej historii wojnę, tym razem firmie Sony, wzywając do ataków na usługi tej korporacji, wyglądało to na kolejną potyczkę według utartego schematu. W dużym uproszczeniu poszło o działania prawne firmy, skierowane przeciwko osobom, które złamały zabezpieczenia konsoli Playstation 3. Anonimowi w swoim komunikacie prasowym oskarżyli firmę o wpływanie na system sądowniczy, wprowadzanie cenzury w internecie i chciwość, a całość podsumowali w stylu żartobliwego patosu, pisząc, cytuję: „doświadczycie gniewu Anonimowych, zobaczyliście gniazdo szerszeni i postanowiliście włożyć do niego swoje penisy, dlatego doświadczycie konsekwencji swoich uczynków, w stylu Anonimowych”.
Rzeczywistość przerosła oczekiwania jednej i obawy drugiej strony, a internetowa wojna między internautami a systemem korporacyjnym przeszła na wyższy i niespotykany do tej pory poziom. W tym tygodniu Sony musiało publicznie przyznać, że doszło do gigantycznego włamania do ich systemów, z których wykradzione zostały dane osób robiących zakupy w internetowych serwisach firmy. W ręce bliżej nieokreślonych osób wpadły dane 77 milionów klientów firmy Sony, wliczając w to ich dane osobowe i numery kart kredytowych. Atak, określany w mediach jako największy wyciek danych w historii internetu, to czarny finał długiej kampanii Sony przeciwko elektronicznemu piractwu. Zostając przy terminologii Anonimowych, trzeba powiedzieć, że Sony wsadziło penisa do ula i teraz musi go wyciągnąć. Problem w tym, że ul jest bardzo duży, owady wyjątkowo pamiętliwe, a licznik strat firmy od kilku dni pracuje na pełnych obrotach.
Do tej pory działania dużych firm producenckich i wydawniczych były dwulicowe. Z jednej strony linia firmy położona najbliżej klienta, czyli sklepy, biura obsługi czy serwisy gwarancyjne, była prokonsumencka, według zasady „klient nasz pan”. Moda na dobre traktowanie klienta powoli dociera i do nas, ale największy wymiar osiągnęła najpierw w Stanach Zjednoczonych, gdzie normą jest możliwość zwrotu do sklepu sprzętu elektronicznego w ciągu dwóch tygodni od zakupu, nawet używanego, czy zwroty pieniężne, gdy dany produkt staniał kilka dni po zakupie. Jednak równolegle do tych działań, które odbywały się bezpośrednio w kontakcie z osobą dysponującą gotówką do wydania, firmy wydawnicze odgórnie, poprzez firmy zewnętrzne, różnorakie koalicje, instytucje i lobbing, prowadziły działania prawne wymierzone w tzw. nieuczciwych klientów. Niestety, firma Sony uplasowała się jako pionier tych działań i trudno obecnie znaleźć inną firmę, która bardziej niż Sony zadarła ze „złymi” klientami.
Społeczność interentowa pamięta skandal związany z wirusem, który w 2005 roku firma Sony, w formie zabezpieczenia przed kopiowaniem muzyki, umieściła na wydawanych przez siebie płytach kompaktowych (czytaj: Sony BMG copy protection rootkit scandal). Po włożeniu płyty do komputera, bez wiedzy użytkownika, instalował się w tle specjalny program, który oprócz zabezpieczania interesów firmy fonograficznej tworzył poważną lukę w zabezpieczeniach systemu operacyjnego. Firma szybko zrezygnowała z tego rozwiązania, wycofując z rynku miliony płyt. Pomysł przejmowania kontroli nad częścią systemu operacyjnego klienta, który zapłacił za legalną płytę wydaną przez firmę Sony, był tak szalony, że firma stała się wrogiem internautów, a skandal związany z wirusem jest wypominany jej do dzisiaj. Dziś trudno powiedzieć, które działanie jest bardziej gorszące: manipulowanie milionami komputerów klientów przez firmę Sony czy wykradzenie danych milionów klientów z firmy Sony.
Paradoksalnie atak hakerów na Sony może mieć jeden pozytywny skutek dla klientów. Linia firmowych zachowań prokonsumenckich może zostać przesunięta nieco wyżej od sklepów i działów obsługi klienta, bliżej osób zasiadających w zarządach, na stanowiskach kierowniczych. Nawet mniej niezależne media nie od dzisiaj powtarzają, że odgórne, zinstrumentalizowane i nastawione na bezpardonowy atak programy walki z piractwem przynoszą odwrotny skutek niż pierwotne założenia. Przemysł rozrywkowy przeżył już masowe pozywanie do sądów osób ściągających z internetu pliki z muzyką, co kończyło się pozywaniem przypadkowych ludzi, procesami odszkodowawczymi i pogłębiało czarny wizerunek firm, jako tych zachłannych, nieludzkich i nieprzebierających w środkach. Ale było to na szczęście w czasach, gdy nie było społeczności Anonimowych lub była ona mniej liczna. Dziś, gdy firma wpadła na kolejny szalony pomysł zadzierania z internautami, mamy powtórkę z historii, ale tym razem przeciwnik jest bardziej liczny, głośny i zdyscyplinowany. W dobie informacji dostępnych na wyciągnięcie ręki polityka uśmiechania się do jednego klienta i jednoczesne nasyłanie policji i prawników na drugiego nie może się dłużej utrzymać.
Szkoda mi firmy Sony, a najbardziej klientów firmy, których newralgiczne dane zostały wykradzione. Szkoda że przytrafiło się to świetnej i dopracowanej platformie Playstation. Mam nadzieję, że działy PR firm wydawniczych wyciągną z tej bolesnej lekcji nauczkę i wywrócą do góry nogami swój światopogląd. Działy tych firm leżące bliżej konsumenta już dawno wiedzą, że wizerunek jest najważniejszy, dlatego robią, co mogą, by mniejsze afery, te przytrafiające się na na ostatniej linii, rozwiązywać polubownie i z poszanowaniem praw klienta. Czas najwyższy, aby ta sama filozofia zawładnęła całą firmą, a nie tylko jej częścią wystawioną na pokaz.
O przykrych skutkach ataku dla firmy Sony mogą świadczyć najnowsze doniesienia z kręgów firm współpracujących z koncernem, przewidujące spadek dochodów firm deweloperskich tworzących gry na platformę Playstation, a także prognozy spadku sprzedaży produktów firmy Sony oraz już zapowiedzanie procesy odszkodowawcze za brak należytych zabezpieczeń danych i zbyt późne, bo z prawie tygodniowym opóźnieniem, poinformowanie klientów o wycieku ich danych do internetu. Zapoczątkowany przez Anonimowych „gniew internautów” powinien zmienić nastawienie firm do społeczeności internetowych, bo jest to w interesie obu stron. Jeżeli tak się nie stanie, czeka nas zaostrzenie sporu i kolejne ataki będą tylko kwestią czasu, co - jak wiemy po obecnym konflikcie - jest niekorzystne dla wszystkich.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*