Jak USA traktuje dane Europejczyków, którzy korzystają z amerykańskich serwisów społecznościowych? Takie pytanie towarzyszyło środowej debacie w Parlamencie Europejskim. Nabrało ono znaczenia po tym, jak amerykańskie sądy wystąpiły do serwisu Twitter o wydanie danych związanych ze zwolennikami WikiLeaks.
W grudniu ub.r. amerykański sąd wydał nakaz udostępnienia władzom informacji związanych z kontami kilku osób powiązanych z Julianem Assange. Wśród tych osób była islandzka posłanka Birgitta Jonsdottir, co wywołało szczególne kontrowersje. Nakaz wydania danych był początkowo tajny, ale Twitter poprosił o jego odtajnienie, aby użytkownicy wiedzieli o sprawie i mogli zgłosić sprzeciw.
W lutym użytkownicy Twittera, których dotyczył nakaz, złożyli wniosek o jego cofnięcie i odtajnienie powiązanych z nim dokumentów. Powoływali się na prawo do uczciwego przeszukania i wolności słowa. W tym miesiącu sąd oddalił obydwa wnioski, nie dopatrując się nieprawidłowości po stronie amerykańskich władz. Organizacje Electronic Frontier Foundation (EFF) oraz American Civil Liberties Union (ACLU) mają zamiar jeszcze odwoływać się w tej sprawie.
Właśnie te wydarzenia były przedmiotem debaty w Parlamencie Europejskim. Europosłowie zauważyli, że wśród osób, o których dane wystąpiły władze USA, była islandzka deputowana i obywatel Holandii. Sąd nakazał wydanie informacji o kontaktach, odbiorcach tweetów, aktywności użytkownika, adresach IP oraz e-mail.
Grupa deputowanych poprosiła Komisję Europejską i Radę UE o wyjaśnienie, czy takie wydanie danych nie narusza europejskich przepisów o ochronie danych i czy amerykańskie władze mają jurysdykcję w tej materii - jeśli chodzi o wydanie informacji o obywatelach UE.
Większość z osób zabierających głos zgodziła się, że trzeba respektować amerykańskie wyroki sądowe. Jednocześnie deputowani zauważyli, że trzeba znowelizować europejskie przepisy, by zagwarantować ochronę praw Europejczyków.
Komisarz Viviane Reding zaznaczyła, że użytkownicy Twittera zgadzają się na jego politykę prywatności. Dodała też, że europejskie przepisy o ochronie danych nie mają zastosowania w postępowaniach kryminalnych. Niemiecki deputowany Axel Voss (Europejska Partia Ludowa) mówił, że trzeba dopracować przepisy dotyczące transferu danych.
Brytyjski deputowany Claude Moraes (Sojusz Socjalistów i Demokratów) wyraził przekonanie, że internauci UE stają się "niewinnymi ofiarami". To prawdziwa ironia. Ci, którzy podążali na Twiterze za informacjami z WikiLeaks, teraz sami mogą paść ofiarą zbierania danych - mówił Moraes.
Holenderska deputowana Sophie in 't Veld (Liberałowie) zwróciła uwagę, że choć większość przedsiębiorstw, o których była mowa w trakcie debaty, jest amerykańska, to wielu z ich użytkowników to Europejczycy. Przypomniała, że był już jeden wyrok sądowy w podobnej sprawie.
- Amerykański sąd uznał, że jeśli używamy Twittera, to nie możemy oczekiwać ochrony prywatności i dlatego obywatele UE nie podlegają już pod ochronę prawną, bo Twitter to amerykańska firma - mówiła in 't Veld. Dodała, że dyrektywa o ochronie danych wymaga nowelizacji.
Niemiecki deputowany Jan Philipp Albrecht powiedział, że oczekuje od rządu zajęcia się tym problemem. Holenderski deputowany niezrzeszony Daniël van der Stoep stwierdził natomiast, że prywatność też ma swoje granice. Ochrona prywatności obywateli nie może być ważniejsza niż walka z terroryzmem - dodał van der Stoep.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|